Gentuza – Universe In Me
(2019)
Drugi zespół, poznany w chorzowskiej leśniczówce. Jeżeli jeszcze nie czytałeś/czytałaś, zapraszam Cię do relacji z tamtego dnia. Relacja dostępna tutaj: Rozdział 20
Dane mi było poznać wtedy grono utalentowanych artystów, wśród których była i wrocławska Gentuza. Niestety nie miałem okazji zamienić z chłopakami słowa, bo po ich występie i po całym wydarzeniu straciłem ich z oczu. Mimo to, podczas drugiego ich występu w Krakowie nadrobiłem tę zaległość. Ale nie jest to post o wspomnieniach. Relacja z drugiego koncertu jest tutaj: Rozdział 21.
Jakiś czas temu Marcin (Yanusin) wrzucił na Instagram post, w którym poinformował, że wypuścili ciekawy zestaw, który, jeśli chcesz przytulić, wystarczy napisać. Nie mogłem sobie odmówić tej przyjemności i od razu napisałem do Marcina. Po paru dniach tuliłem już przesyłkę od Gentuzy. Przesyłkę, której otwarcie zamieściłem na moim kanale na YouTube – Niespodzianka od Gentuzy
Prócz koszulki, paczka zawierała dwie płyty. Na recenzje jednej z nich zapraszam Cię poniżej ;)
Zacznijmy jednak od początku…
Universe In Me – album zawierający zaledwie pięć utworów wrocławskiej formacji groovemetalowej, Gentuza. Całość trwa niewiele ponad 20 minut.
01. Eagles
Pierwszy utwór na płycie i już zaczynamy potężną dawką energii. Od pierwszych sekund słyszymy szalejący bass z perkusją. Prawie przez cały utwór towarzyszy nam ta energia – dzika i pierwotna. Nie do zatrzymania. W końcu, czy da się okiełznać lecącego orła?
Kiedy do głosu dochodzi Marcin, muzyka na moment, na ułamek sekundy, zwalnia. Tylko po to, by za chwilę uderzyć ze zdwojoną siłą. Orzeł wzbija się wyżej w powietrze i ponawia atak na swoją ofiarę. Czas zadać ostateczny cios. Kiedy orzeł zaspokoił swój głód i nakarmił swoją dziką naturę, muzyka zwalnia. Szalejący do tej pory bass nieco zwalnia tempa. Do głosu dochodzi ujarzmiony elektryk. Myślisz, że akcja się zakończyła? Błąd! Jesteś przekonany, że dalej będzie już spokojnie, że zaspokojone orły odleciały na dobre, aż tu nagle… zwrot akcji i następny atak właśnie się zaczął. Pod koniec utworu perkusja brzmi, jak dla mnie, trochę jak dziobanie i rozszarpywanie upolowanej zdobyczy.
Sam tekst jest bardzo na czasie. I to jest w pewnym sensie przerażające. Budowanie nowego porządku, nadużywanie symboli i władzy oraz rozpoczęcie buntu. Czy to wszystko nie brzmi jakoś dziwnie znajomo? Dla mnie bardzo.
Z jednej strony sam tekst jest melancholijny, ale jednocześnie nawołuje do wszczęcia buntu. Sądzę, że może tu chodzić o bunt przeciw systemowi. Systemowi, który tworzy, buduje nowy porządek.
Jest tu też porównanie orła i wrony. Orzeł, jako ten ważniejszy i silniejszy, nie powinien pozwolić, żeby jakaś podrzędna wrona dyktowała mu, jak ma latać...
Utwór możesz posłuchać tutaj: Eagles
02. Love for Sale
Kolejny utwór i chyba mój ulubiony na tej płycie. Siedzi mi w głowie bardzo długo i coś czuję, że szybko jej nie opuści. Szczery i prawdziwy.
Komuś za mało było energii z pierwszego utworu? Tutaj dostanie dokładkę. Z jedną drobną różnicą. Na zwrotkach coś się dzieje. Tempo nieco zwalnia i robi się bardziej dramatycznie.
W tym numerze dostajemy mokrą ścierą w twarz… tak na zaś, żeby się opamiętać. Zwłaszcza ci, którzy traktują to wspaniałe uczucie – jakim jest miłość – jak zwykły towar. Z ceną i datą ważności. Wykorzystać i wyrzucić. Tu znowu jest odzwierciedlenie w otaczającej nas rzeczywistości. Mianowicie czasy „jednorazówek”. Jak coś się popsuje, uszkodzi czy zniszczy; dookoła wmawiają nam – Nie ma sensu naprawiać. Kup nowe. Przez to tak samo dzieje się z miłością. Kiedy pojawia się problem, człowiek zamiast stanąć na wysokości zadania i go rozwiązać, ucieka. Wyrzuca „uszkodzoną” zabawkę i szuka kolejnej. I kolejnej. I kolejnej…
A przecież wystarczy tylko chcieć… Nikogo nie można winić, tylko siebie!
Utwór możesz posłuchać tutaj: Love for Sale
03. Standin’ at the Death’s Door
Bardzo metaforyczny tekst i melancholijna melodia – zwłaszcza w drugiej połowie utworu. Cały kawałek może mnie nie porwał (tak, jak poprzedni) ale ten jeden fragment jest świetny. Taki inny. Taki właśnie refleksyjny.
W tym utworze pojawia się też bohater – poznajcie Jima ^_^
Czego dotyczy tekst? Chwili przed śmiercią. Naszego bohatera dzielą jedynie tytułowe drzwi do krainy umarłych. Do świata Żniwiarza. A stojąc przed tymi drzwiami Jim czuł się niepewnie. Jego ciałem zawładnął strach, który przejął nad nim kontrolę.
Chwilę przed śmiercią, Bóg daje ci jeden dobry dzień. Po co? Dlaczego tylko jeden, a nie więcej? Sądzę, że ten jeden dobry dzień jest po to, żeby poukładać swoje sprawy. Spróbować odkupić grzechy i ewentualne winy. Tak też robi Jim. Stara się wykorzystać daną mu okazję. Choć w pierwszej chwili próbuje uciec do alkoholu – „Taniec w otchłani z ginem, próbując zapomnieć o każdym grzechu” (Dancing in limbo with Gin, Tryin to forget every sin). Mimo to wie, że jego zegar odlicza ostatnie tchnienia. Nie ma już czasu.
W tekście pojawia się też i drugi bohater. Albo raczej bohaterka. Nieznana z imienia, bo Jim zwraca się do niej – Słoneczko (Sunshine). Tu pada pytanie – „Dlaczego płaczesz, Słoneczko?” (Why You are crying Sunshine) – słyszymy. Ona wie, że Jim odchodzi (umiera). Ten stara się pocieszyć swoją wybrankę mówiąc, że jeszcze się zobaczą.
W końcu Żniwiarz przychodzi po swojego kolejnego klienta. Dziewczyna, którą opuścił, nie może przyjąć do wiadomości tej straty. Szuka więc swojego Jima w oczach innych ludzi. Czasem ma wrażenie, że widzi go tam…
Utwór możesz posłuchać tutaj: Standin' at the Death's Door
Ciekawostką może być fakt, że utwór Standin’ at the Death’s Door nie jest tylko inwencją twórczą autora. Bowiem tekst ma głębsze znaczenie. Jest to utwór, w którym Marcin zawarł swój smutek i żal po stracie ukochanego dziadka.
04. Universe In Me
Najkrótszy utwór na płycie i zarazem najciekawszy. Odbiega całkowicie od poprzednich, swoim klimatem. Jest zdecydowanie wolniejszy.
Pierwsza część utworu jest delikatna i spokojna. Pojawia się tutaj delikatny pogłos na gitarze. W tle słychać jakieś dziwne odgłosy. Tutaj również mam interesującą ciekawostkę. Dotyczy ona właśnie tych dźwięków. Dowiedziałem się, że jest to wojenny śpiew i taniec maurytiańskich wojów haka. Mnie przypominają one toczącą się w oddali bitwę, której dźwięki docierają do mnie poprzez echo.
Kiedy zaczyna się wokal, tło się zmienia. Słyszymy teraz wrzaski i skandowanie dużej grupy ludzi. Pierwszy fragment tekstu opowiada o bójce. Bohater ma zakrwawione pięści, a po policzkach spływają mu pot i łzy.
Druga część utworu jest energiczniejsza, szybsza. Jednak wciąż spokojniejsza w porównaniu do poprzednich utworów. W tej części tekstu można odnieść wrażenie, że nasz bohater przegrał tamtą bójkę. Teraz zmęczony i poobijany „czołga się przez mgłę” w kierunku gwiazdom. Nadal ma przed oczami jakieś przerażające obrazy.
Jest tu też mowa o bestii, która w tym wypadku jest synonimem woli walki i przetrwania za wszelką cenę. Nawet jeśli przegrałeś, „nawet jeśli zawodzisz”, nie wolno ci nigdy tracić wiary. Wiary w samego siebie, bo jeśli ty ją stracisz… kto uwierzy w ciebie?
Utwór możesz posłuchać tutaj: Universe in Me
05. Run
Nadszedł czas na ostatni utwór na płycie. Zaczyna się spokojnie, a jednak to, w jaki sposób prowadzony jest wokal, sugeruje coś niepokojącego. Utwór jest energiczny i szybki. Jednak ten jest wyczuwalnie spokojniejsze w porównaniu do pierwszych trzech utworów.
Tekst opowiada dosłownie o obecnych czasach. Czasach konsumpcji. „Zarabiaj pieniądze, wydawaj pieniądze”. Kupuj co się da – byle tylko mieć więcej niż ten drugi. Trwa wyścig szczurów. Nic się nie liczy, nawet twoje własne życie – „Don't You care If You will die?!”
Miliony niepotrzebnych produktów reklamowanych jest w telewizjach za pomocą kłamstw. Medialni idole pokazują nam jak powinniśmy się zachowywać, jak żyć i jak myśleć. Tylko po to, by kupować więcej i więcej. Chcemy mieć więcej, więc potrzebujemy więcej pieniędzy. Zatem pracujemy więcej, żeby móc potem kupić rzeczy, na które nie mamy potem czasu, ponieważ jesteśmy zajęci pracą – jakże patologicznie brzmi to błędne koło.
Więc po co to wszystko kupujemy? By poczuć się, choć przez chwilę, szczęśliwym. Ale te przedmioty nie dadzą nam pełni szczęścia, tylko iluzoryczną wizję.
Jak można zatem osiągnąć pełnie szczęścia? Niekoniecznie posiadaniem, ale byciem. Nie chodzi o to, by M I E Ć, ale żeby B Y Ć. Prawdziwe szczęście możemy osiągnąć tylko sięgając coraz wyżej. Żyjąc w zgodzie z własnym JA. Nie dając się złapać w konsumpcyjne pułapki.
Utwór możesz posłuchać tutaj: Run
Podsumowanie:
Album jest ciekawy, jest pełen energii i dużo w nim odniesień do współczesnego świata. Zwłaszcza do konsumpcjonizmu i to nie tylko odnośnie przedmiotów, gadżetów, ale i związków opartych na wzajemnym szacunku, czy po prostu miłości. Te odniesienia i metafory nierzadko są dosłowne i okraszone agresywnymi słowa (że o muzyce nie wspomnę).
Moim zdaniem jest to zabieg, dzięki któremu część z nas może przejrzeć na oczy. Zrozumieć błędy, które popełnił i wyciągnąć z tego wnioski, żeby na drugi raz się one nie pojawiły.
Osobiście w mojej pamięci na długo pozostanie drugi utwór – Love For Sale – który wyjątkowo przypadł mi do gustu. Choć początkowo miałem ku temu wątpliwości. Sądziłem, że jest to o utwór o paniach lekkich obyczajów, ale w momencie, kiedy zagłębiłem się w tekście, przeanalizowałem go i zrozumiałem przekaz, stało się dla mnie jasne, dlaczego tak mi się spodobał. Tutaj zadziałała moja podświadomość, która od razu wyłapała znaczenie tego utworu.
Kończąc już, mogę ze spokojnym sumieniem polecić Wam album Universe In Me, wrocławskiej formacji Gentuza. I zaproponować Wam, byście też próbowali przeanalizować ten album i pochwalić się swoimi przemyśleniami w komentarzach. Jestem po prostu ciekaw, bo ile ludzi na świecie, tyle zdań na dany temat…
Do zobaczenia w następnym poście!
Trzymajcie się
Do następnego AVE.! \m/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz