Darzamat - A Philosopher at the End of the Universe
(2020)
Darzamat, to polska formacja grająca symfoniczny black/gothic metal. Zespół powstał w Katowicach w 1995 roku. Liderem grupy jest wokalista i autor tekstów Rafał „Flauros” Góral. Nazwa pochodzi z mitologii łotewskiej i oznacza boginię opiekującą się ogrodami i sadami – łot. dārzs – ogród, māte – matka.
Zespół zyskał popularność dopiero po wydaniu albumu Transkarpatia w 2005 roku. O czym muszę wspomnieć to to, że udział w realizowaniu tego albumu brał nie kto inny jak Andy LaRocque (producent muzyczny i gitarzysta zespołu King Diamond). Swoją drogą na stronie Szataniec.pl już 15 grudnia 2020 roku swoją premierę będzie miała reedycja tego kultowego albumu.
Jednak dziś zajmiemy się najnowszym krążkiem, zatytułowanym „A Philosopher at the End of the Universe”, który niedawno miał swoją premierę.
Czym ekipa z Katowic uraczy nasze gusta po 11letniej przerwie wydawniczej? Już teraz zapraszam na moją recenzję, ale i próbę interpretacji płyty „A Philosopher at the End of the Universe”.
Zapraszam :)
Nim przejdziemy do konkretów, jeszcze chwilę ponudzę… ale tylko chwilę ;)
Wyprodukowaniem tego albumu zajął się jeden z najbardziej utytułowanych polskich producentów muzycznych – Jarek „Jaro” Baran z krakowskiego studio Gorycki & Sznyterman. Natomiast przedprodukcja wykonana została w Londynie, z udziałem Maurycego „Mausera” Stefanowicza, znanego chociażby z takich zespołów jak Vader, Dies Irae czy Unsun.
Płytę promuje teledysk do tytułowego utworu A Philosopher at the End of the Universe, który można zobaczyć Darzamat - A Philosopher at the End of the Universe
Koniec zanudzania, przechodzimy to konkretów….
Reminiscence
Pierwsze sekundy i już pojawia się jakaś tajemnica. Głos chwali się, że widział pewne rzeczy, w które na pewno byśmy nie uwierzyli. Czy aby na pewno? Ja bym się chętnie sprawdził…
Wyczuwam tutaj pewne nawiązanie do Gwiezdnych Wojen, w zmienionej formie oczywiści; albo tylko ja tu widzę nawiązanie. „Do or die, there is no try” (rób albo giń, nie ma próbowania). Bardzo podobnie mówili w Uniwersum Lucasa Mistrz Yoda – Do or do not, there is no try (rób albo nie rób, nie ma próbowania) [Epizod V], oraz Darth Sidious – Do what must me done (rób co musi być zrobione) [Epizod III]. Być może nadinterpretuję, a być może nie. Dla mnie jednak jest to miłe skojarzenie.
Ogólny klimat utworu brzmi trochę ambientowo, wydaje się być przepełniony grozą i tajemnicą, z drobnymi „radosnymi” akcentami.
Utwór znajdziesz tutaj: Reminiscence
A Philosopher at the End of the Universe
Na początku drugiego utworu atakuje nas nie dość, że jastrząb to i cień, który składa naszą duszę w ofierze… tylko komu? Jemu? Im? Przy użyciu wiedzy mąci nam w głowach. Po chwili dowiadujemy się, że ten ktoś (komu składają nas w ofierze?) jest płomieniem i samotnym wilkiem; jest końcem, światłem i ciemnością. Krótko mówiąc otacza nas z każdej strony. A może to po prostu drugi człowiek..?
Ciekawie jest tutaj poprowadzona „rozmowa” growlu Flaurosa z melodyjnymi śpiewem Nery. Szorstki growl, niczym rozdzierający nasze dusze na strzępy i przyjemna melodia, która jak balsam łagodzi rany. To zasługuje na plus.
W pewnym momencie wszystko się kończy… zostaje tylko popiół… i końcówka utworu grana na gitarze akustycznej. Nadchodzi świt…
Utwór znajdziesz tutaj: A Philosopher at the End of the Universe
Running in the Dark
Growl Flaurosa brzmi tutaj jak wyjęty wprost z oldschoolowego black metalu. Pierwotny i surowy. Melodyjny głos Nery sprawia, że nie jest to jednak klasyczny blackmetalowy kawałek. Przy wstawkach gitarowych i solówkach można się przyjemnie pobujać, jak drzewo, którym porusza wiatr.
Utwór brzmi dla mnie jak mieszkanka ostrej blackmetalowej papryczki chilli z waniliowymi piankami (siostra mi to podsunęła ten interesujący smak).
Motyw tego utworu, od strony tekstowej, to chęć uratowania świata; poprzez zabranie z niego tego, co przygnębia ludzkość – śmierć, żałobę, smutek, a także i krew, brzydotę czy ból.
Jednak do końca to chyba się nie udaje – „Still the world is hard to accept” (świat jest trudny do zaakceptowania). Postanawia zatem wykorzystać wolność od samego diabła, by sprawić, że zmęczona ziemia obudzi się w pierwotnym chaosie...
Biegnijmy zatem, bo w ciemności kryje się spokój.
Utwór znajdziesz tutaj: Running in the Dark
Thoughts to Weigh on Farewell Day
W tym utworze uwagę należy zwrócić na ciekawie zrobione zawirowania wokalne. Na pierwszym planie słuchamy growlu Flaurosa, aż tu nagle wcina nam się melodyjny śpiew (jakby szeptem) Nery. Wychodzi z tego spory chaos, który wyrywa momentami z przyjemnego transu. Jest to jednak chaos, nad którym da się zapanować. Jednym może się to spodobać, innych odrzucić.
Na szczęście w dalszej części ten chaos zostaje uporządkowany i wychodzi z tego całkiem przyjemna całość. Co najbardziej przypadło moim uszom do gustu to trzy linie Nery: „There are words, undeniable There are deeds, irreversible There are thoughts, unforgettable” tego fragmentu mogę słuchać w kołko, na przemian z liniami gitarowymi.
Pod koniec, utwór zwalnia, nabiera większego spokoju i pozwala nam odetchnąć… przynajmniej na ułamek sekundy…
Utwór znajdziesz tutaj: Thoughts to Weigh on Farewell Day
The Tearful Game
Nie chcę tutaj powielać tego, co pisałem o poprzednich utworach, bo ten jest równie mocny. Moim zdaniem istotna w tym utworze jest warstwa tekstowa. Mowa tu o wielkim sekrecie, który musi sekretem pozostać.
Zastanów się dobrze i bądź niebywale ostrożny, jeśli zechcesz poznać owy sekret. Możesz oszaleć. Postradać zmysły.
Gwiazdy, o których mowa mogą być tu symbolem czegoś nieuchwytnego. Malutka kropka na niebie, o której praktycznie nie wiemy nic; a nimi to wierzymy, że gdzieś tam istnieje.
I wreszcie, gra zakończona. Przy akompaniamencie gitary akustycznej gra została zakończona.
Utwór znajdziesz tutaj: The Tearful Game
The Sleeping Prophet (może nie budźmy śpiącego proroka?)
Pierwsze skrzypce tym razem dostała Nera, dzięki czemu utwór jest bardziej gotycki niż blackmetalowy. A jednak tekst jest tu mroczny, niczym kosmiczna czarna dziura. Sporo tutaj drwin z chrześcijaństwa – co mi się bardzo podoba: wąż na piersiach, wybór paktu z diabłem niż uniżenie przed bogiem i nakazanie bogu poniżyć się przed człowiekiem, niż samemu to zrobić… coś pięknego!
Ten utwór może się tylko podobać. Melodia Nery nadaje mu lekkości, zaś growl Flaurosa potęguje tę drwinę. Szkoda jedynie, że jest taki krótki.
Gdyby melodia miała tu oczy, byłby one przepełnione wściekłą czerwienią…
Utwór znajdziesz tutaj: The Sleeping Prophet
Clouds, Clouds, Darkening All
Czas na chwilę zwolnić tempa. Początek utworu to przyjemne kołysanie na wietrze. Nawet, kiedy gwałtownie wchodzą instrumenty, nie wyrywa nas to tak szybko z transu. Przyjemny szept pozwala zamknąć na chwilę oczy i dosłownie się odprężyć (byle nie zasnąć.. zbyt szybko).
Grolw jest tu mniej intensywny i spokojniejszy. Nera zaś hipnotyzuje i swoim głosem może wprowadzić w odprężający trans. Klimat jest tu bardziej gotycki niż blackmetalowy i jest to miła odmiana. Jest to chyba mój ulubiony kawałek na tej płycie.
Minusem jest tu fakt, że utwór strasznie szybko się kończy…
Utwór znajdziesz tutaj: Clouds, Clouds, Darkening All
The Great Blaze (w pobliżu płomieni zawsze było ciepło i przyjemnie)
Przedostatni kawałek w podobnym klimacie do poprzedniego. Spokojny, stonowany i hipnotyzujący. Słuchając go, czuję się, jakbym był zanurzony w przyjemnej ognistej kąpieli.
Cały utwór, aż po brzegi, wypełniony jest płomieniem. Wielkim płomieniem… który oczyszcza i raduje, ciało i duszę.
Utwór znajdziesz tutaj: The Great Blaze
The Kaleidoscope of Retreat (co? odwrót? tak szybko?)
Kolejny (i zarazem ostatni) spokojny utwór z całego albumu. Choć nie brakuje tu ostrzejszych momentów, to wciąż możemy czuć się jak drzewo smagane wiatrem i przyjemnie się bujać.
Gdzieś w połowie daje o sobie znać potężny growl. Nie jest on jednak na tyle agresywny, żeby wyburzyć nas z transu. Pozwala jednak przypomnieć, że coś takiego jak rzeczywistość istnieje. Powoli, na spokojnie, i w ciszy możemy się wynurzyć i wrócić do życia codziennego.
Wspomnieć muszę o jednym fragmencie tekstu: „Nieszczęście tworzy silniejsze wspomnienia niż błogość”, z którym zgadzam się całkowicie. Nieszczęście, czyli porażki(?) są lepsze, ponieważ pokazują, gdzie popełniliśmy błąd i uczą, jak nie zbłądzić ponownie.
I tak przemierzyliśmy cały wszechświat w towarzystwie filozofa. Statek Darzamat dotarł do końca podróży. Oby nie na stałe. Obyśmy jeszcze mieli okazję wybrać się w podróż w tych klimatach.
Utwór znajdziesz tutaj: The Kaleidoscope of Retreat
Podsumowując...
Specjalnie zostawiłem sobie jeden smaczek, który porwał moją duszę już po pierwszym odsłuchu. Tym smaczkiem jest… perkusja. W każdym utworze jest ona genialna. Wręcz idealna. Ciężko mi było nie wspomnieć o niej przy, dosłownie, każdym kawałku na tej płycie. Umyślnie jednak zostawiłem sobie to na deser. Nie było to łatwe, przyznaję.
Co prawda nie mam porównania do poprzednich płyt, ale po tak intensywnym obcowaniu z Filozofem na krańcu wszechświata jestem pewien, że sięgnę po poprzednie albumy ekipy z Katowic. Mimo to, jestem pewien, że ponad dekada przerwy od Solfernus’ Path nie poszła na marne i nakarmili spragnione uszy swoją twórczością. Moje gusta na pewno urzekli, tak ciężki growl Flaurosa, jak i melodyjny śpiew Nery. Nie zapominając oczywiście o muzyce i przede wszystkim perkusji – bo to ona w szczególności mnie zachwyciła…
Darzamat - A Philosopher at the End of the Universe, to pozycja warta polecenia, zarówno dla starych fanów, wygłodniałych po tak długiej przerwie, jak i dla nowych, jak ja, którzy dopiero poznali ekipę z Katowic.
Pozostaje mi teraz tylko czekać, aż będę mógł posłuchać ich na żywo i uścisnąć im dłoń. Coś czuje, że warto będzie czekać na ten dzień…
Tak nawiasem mówiąc, jest na YT mój filmik z unboxingu kolekcjonerskiego pudełka. Ten filmik możecie zobaczyć TUTAJ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz