Snake Eyes – No One Left to Die
(02.04.2022)
Po niemal dekadzie od ostatniego długogrającego albumu, ekipa z górnego śląska zaprezentowała nam swój najnowszy krążek.
Nie czekając zbyt długo, wybrałem się na premierę tego albumu do samego krakowskiego Garage Pubu (relacja dostępna tutaj) i przytuliłem swój egzemplarz tej świeżynki.
Od razu, po powrocie do domu, wrzuciłem na głośniki tę płytę i dziś mam zaszczyt i przyjemność zaprezentować Wam moje odczucia i moją, NIEcodzienną recenzję tej pozycji.
Zapraszam :)
1. The Masque of the Red Death
Odpalamy płytę na głośnikach i od pierwszych sekund czujemy ten Thrashowy klimat gitarowych riffów. Po tej chwilowej thrashowej uczcie do głosu dochodzi Marta ze swoim fenomenalnym wokalem i damskim growlem. Wokalnie trochę zalatuje Deathowo, jednak nie koniecznie jest to minus. W następnych utworach też da się dostrzec ten Deathowy dodatek.
Jednak Thrash Metal jest tutaj daniem głównym, przystawką i deserem.
Samego tekstu jest tu sporo… się chłopaki rozpisali… Tematyka pierwszego utworu jest o jakiejś Czerwonej Śmierci. Jak się dowiedziałem podczas rozmowy z Sewkiem, w ramach NIEcodziennych Wywiadów [o tutaj], inspiracją do tego utworu było opowiadanie Edgara Alana Poego o tym samym tytule. Przyznam się z ciężkim sercem, że jeszcze nie miałem okazji zapoznać się z tym opowiadaniem, ale po lekturze tej płyty na pewno to nadrobię.
2. No One Left to Die
Drugi utwór – nikogo nie zostawimy śmierci – jak głoszą, bo oni już są martwi. Tytułowy utwór, który szerzej mamy omówiony przy wywiadzie, jednak tutaj zanurzymy się nieco bardziej.
Początek jest lżejszy i nieco wolniejszy. Kto by się spodziewał, że po tak ostrym wejściu ten utwór będzie miał takie wejście. Po kilku taktach wraca jednak Thrashowy pazur, jednak klimat pozostaje ten sam.
Utwór jest o ludziach, którymi Śmierć się nie interesuje, gdyż oni już za życia są martwi w środku. Żyją, jak puste skorupy; wykonując powierzone zadania, bez udziału myśli. Praca-dom-sen. Raz czy dwa zadbają o ciągłość gatunku i na tym ich rola się kończy. Całą resztę swojego marnego życia wiodą, jak roboty. Brak marzeń, brak jakichkolwiek wyższych celów czy potrzeb, skazuje te marne truchła na zgniłą, bezsensowną tułaczkę… „Total mass depravity in all kind casts, Real selfrape of souls – rotten minds(…)” (Całkowita masowa deprawacja we wszelkiego rodzaju obsadach, Prawdziwy samogwałt dusz – zgniłe umysły) – jak słyszymy w tekście.
Koniec końców, takie zachowanie spowoduje samounicestwienie się gatunku - „At us we are aiming our bombs, And against us are even our thoughts(…)” (W nas celujemy nasze bomby, A przeciwko nam są nawet nasze myśli)
3. Roi De Rats
Do tego utworu, chłopaki też musieli się inspirować literaturą. Początek pochodzi z powieści Jamesa Clavella, pt.: „Król Szczurów”.
Choć utwór jest tutaj inspirowany powieścią, to tekst można odnieść nawet i do współczesnych nam czasów. Metaforą szczura są tutaj zwykli, szarzy ludzie, gnający każdego dnia za pieniędzmi, za karierą i za staraniem się być kimś lepszym – brzmi to, jak klasyczny wyścig szczurów. A jednak sama historia w powieści jest o przeżyciach autora w japońskim obozie jenieckim w czasie drugiej wojny światowej. I fakt, momentami słychać w tekście, że mocno się ekipa Snake Eyes inspirowała tym tematem.
4. Underdog
W tym utworze na wokalu mamy szansę posłuchać Świra – poprzedniego wokalistę zespołu. Nie ukrywam, ale podoba mi się taki zabieg, ukłon w stronę poprzedniego frontmana zespołu.
Wokalnie brzmią bardzo podobnie, z drobnymi różnicami. Co do melodii… czysty Thrash – i co tu więcej mówić? Na szczególną wzmiankę zasługuje tutaj, coś co bardzo lubię – solo na basie. Krótki, ale jak ciekawie uwypuklone. W pewnym momencie wszyscy milkną i zostaje sam bas. Nie ukrywam, ale ten fragment mnie kupił.
Co do samego tekstu… to jest tu mowa o kimś, kto od samego początku istnienia, został skazany na przegraną. Na bycie tym gorszym. Tym underdogiem – słabszym. A mimo że wszyscy od początku skazywali go na porażkę i na przegraną, to on ma jednak siłę, by ich pokonać. Nawet mistrza powalić na łopatki. Ma w sobie odwagę, by stawić czoła przeciwnością i przeciwnikom. Nie boi się pokazać, ile tak naprawdę jest wart. Jednak czy mu się to udało, czy łatka ofiary wyryła się na jego umyśle? O tym nie wiemy… póki co…
5. Talamasca
Wracamy do Marty na wokalu. I znowu mamy klimatyczne wejście w utwór. Tutaj też muszę nadmienić, że bas jest tutaj słyszalny dużo bardziej. Całość jest dosyć stonowana i zdecydowanie wolniejsza od poprzednich utworów.
Kim, lub czym jest tytułowa Talamasca? Czy to w odniesieniu do łaciny, gdzie oznacza „zwierzęcą maskę”, czy sekretnego stowarzyszenia opisanego w książkach Anne Rice? Albo, sądząc po tekście, może to kobieca metafora zagłady? Zemsty? „Spread dread all around yourself(…)” (Szerzyj wokół siebie strach); „Vision of doom, Sense of destruction, You feel the call, Turn of your brain(…)” (Wizja zagłady, Poczucie zniszczenia, Czujesz wezwanie, Obróć swój mózg). Nie jest to jednoznacznie powiedziane w tekście, jednak sporo może tu podpowiedzieć klimat utworu. Bardzo mroczny i ciężki, choć stonowany. Obstawiam metaforę zagłady…
6. All We Need Is Love and Blood
Najkrótszy utwór na całej płycie – niecałe 3 minuty Thrashowej sieczki. Bez zbędnego pitolenia, od początku przechodzą do rzeczy. Wstęp to dwa uderzenia po garach i od razu cała orkiestra na pełnym ogniu z wokalem wjeżdżają na głośniki.
Z tekstu wynika, że jest to utwór o patriotyzmie. Ponieważ mamy tutaj hasła typu „obywatel” czy „narodowy obowiązek”. A skoro „All we need is love and blood(…)” (Wszystko czego potrzebujemy to miłość i krew), to można uznać, że w tym przypadku miłość ma kolor biały, a krew… to wiadomo – czerwony; i mamy kolory flagi.
7. Fear of Gehenna
W tym utworze ponownie gości poprzedni wokalista. W parze z Martą.
Utwór opowiada o samookaleczeniu się. Już sam początek sugeruje ten tok rozumowania: „You’re cut your arm, good. Find something sharp and pluck your eye(…)” (Uciąłeś sobie ramię, dobrze. Znajdź coś ostrego i wyrwij sobie oko). A to jest jedynie początek hektolitrów krwi, które wylewają się z tego utworu. Dalej mamy chociażby „Take a last look and cut your own head(…)” (Rzuć okiem na ostatnią chwilę i utnij sobie głowę). Z każdą następną linijką tekstu i sekundą muzyki robi się coraz ciekawiej… a na pewno krwawiej. Nie można zapomnieć o robaka, które wkradają się rany i otwory, które bohater utworu sobie zrobił.
Tekst tego utworu brzmi jak idealny scenariusz na film z gatunku gore… w akompaniamencie dobrego Thrash Metalu. Jak nic szedłbym dna takie coś do kina :) może chłopaki pomyślą i zrobią do tego numeru teledysk? Może uda im się podsunąć tę myśl ^_^
8. Plague I
Początek tego utworu przywodzi mi na myśl utwór Psycho Visions – Conjurer, z tą jednak różnicą, że w wykonaniu Snake Eyes ta melodia jest zdecydowanie wolniejsza i rozciągnięta w czasie. Nie sądzę, by jeden zespół inspirował się drugim, jest to po prostu zbieżność chwytów, które moje cfane ucho zdołało jakimś cudem wyłapać. Nie mniej jednak, zaciekawił mnie ten wstęp do Pierwszej Plagi.
Po wstępie ekipa przeniosła nas do Starożytnego Egiptu – a przynajmniej klimat tego utworu buduje mi przed oczami czasy świetności faraonów – co też może nawiązywać tytuł.
Skoro klimat nawiązuje do Starożytnego Egiptu, tak i tekst umiejscowiony się w tych samych czasach. Odnoszę nieodparte wrażenie, że tekst jest historią wyprowadzenia ludu z Egiptu przez Mojżesza – „Over water he held the staff(…)” (Nad wodą trzymał laskę). A tytułową plagą jest sam ówczesny faraon i jego grzechy – „For Pharaoh sins - False are all the priests (…)” (Za grzechy faraona - Fałszywi są wszyscy kapłani). Wychodziłoby na to, że jest to pierwszy (i jedyny) tekst z nawiązaniem biblijnym. A co za tym idzie inspiracja do tego tekstu pochodzi ponownie z literatury.
9. Stabbed in the Back
Jest to chyba najsmutniejszy utwór na całej płycie i jednocześnie najprawdziwszy, jaki mogłem do tej pory opisywać. Nie skłamię chyba, jeśli napiszę, że większość z nas (jeśli nie wszyscy) mieli, bądź mają taki nóż wbity w plecy. Lub, co gorsza, sami taki nóż wbijali.
Mowa oczywiście o fałszywej przyjaźni. A wspomniany nóż wbił nam właśnie ten fałszywy przyjaciel, którego traktowaliśmy jak brata, i który okazał się być zwykłym gnojem.
„My dear friend of misery Mój drogi przyjacielu nieszczęścia
You supported when I needed Wspierałeś, kiedy potrzebowałem
I did bleed when you got hit Krwawiłem, kiedy zostałeś uderzony
Through fire and water I walked for you(…)” Szedłem dla ciebie przez ogień i wodę
Obyśmy nigdy nie musieli doświadczać fałszywej przyjaźni. Ani cierpieć z tego powodu. Zaufanie buduje się długie lata, a stracić je można w dosłownie jednej sekundzie. Ciężko jest potem ponownie zaufać, jeśli człowiek został oszukany w ten sposób o jeden raz za dużo…
10. Sigh of Death
Ostatni utwór na płycie i jednocześnie najdłuższy – bo trwa ponad 11 minut! Na zakończenie ekipa Snake Eyes zaserwowała nam popis swoich umiejętności muzycznych. Marta dała nam popis swojego wokalu, to teraz chłopaki pochwalą się, jak potrafią szarpać strunami i walić po garach.
Prawdziwa uczta dla fanów Thrash Metalu.
Album możesz posłuchać tutaj: Snake Eyes - No One Left to Die
Podsumowanie:
Niestety, wszystko co dobre szybko się kończy. Tak też było w przypadku dzisiejszej recenzji. Nie ukrywam, ale przyjemna była to uczta muzyczna i wycieczka po życiowych niuansach, po literackich inspiracjach i odwiedzinach Śmierci.
W moim odczuciu warto było czekać na ten dzień, kiedy wreszcie dostaliśmy długogrający album Górnośląskiej ekipy Snake Eyes.
Choć muszę się przyczepić do kilku fragmentów, gdzie wokal Marty ranił mnie w uszy. Jednak nie było tego tak dużo, by dać to na minus.
Minusem mogę nazwać za to długość ostatniego utworu – od pewnego momentu strasznie się ciągnie. Można by z tego jednego zrobić co najmniej dwa świetne utwory, bogate w solówki i chwytliwe riffy. Całość Sigh of Death jednak do mnie nie przemawia.
Na plus zdecydowanie muszę postawić tematykę tekstów i tę jedną solówkę na basie – basowe solówki zawsze mnie kupią [nie wiedząc czemu] ;)
Mimo wszystko daje Snake Eyes ogromnego plus za kawał ciężkiej i fantastycznej roboty, jaką wykonali tworząc ten album, pod każdym względem. Polecam… z czystym sumieniem każdemu, kto jeszcze nie spotkał się z twórczością Snake Eyes.
I tym samym to byłoby wszystko co mam do powiedzenia w tej recenzji. Widzimy się już niedługo, kiedy to szykuję dla was recenzję naprawdę NIEcodzienną :) ale o tym… już wkrótce…
A tymczasem trzymajcie się ciepło i do następnego!
Ave.!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz