środa, 22 czerwca 2022

Recenzja: TainT - Looking for Myself

TainT – Looking for Myself
(27.05.2022)

Looking for Myself to druga EPka  pszczyńskiej formacji TainT. Swoją premierę płyta miała 27 maja 2022. Na krążku znajduje się sześć utworów, których klimat jest z pogranicza Alternative Groove Metal oraz Nu-Metal.


W skład zespołu wchodzą: 
Kacper Kamiński (wokal)
Mateusz Pydyn (gitara)
Krystian Mucha (bass)
Grzegorz Ryskalok (perkusja)

Tyle jeśli chodzi o wstęp. Wrzućmy zatem płytę na głośniki i zobaczmy co w trawie piszczy? 

Zapraszam

1. Erase

Pierwszy utwór zaczyna się od krótkiego sampla, by po chwili rozbrzmiała ostra metalcore’owa nawalanka. Po tym wstępie następuje delikatne wycofanie się instrumentów a na przód wychodzi Kacper ze swoim chrypliwym wokalem. Raz jest wolniej i wyraźniej, a za chwilę szybciej i ostrzej.
A sam utwór porusza tematykę, jak sądzę, bólu i żalu. Za czymś (lub kimś) co odeszło i raczej już nie wróci. Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie (i ciągnie mi się na palce), że jest tutaj w jakimś stopniu nawiązanie do depresji - „Feeling from the inside telling me im better off dead(…)” (Uczucie od środka mówiące mi, że lepiej żebym był martwy). 

Utwór możesz posłuchać tutaj: Erase



2. Apocalypse

Groovemetalowa ballada, brzmiąca bardzo przyjemnie. Choć mam nieodparte wrażenie, że w tym utworze słyszę naleciałości Bulletów. Nie jest to jednak stwierdzenie na minus, bo jeśli to prawda, to wyszło im to całkiem sprytnie. 
W utworze o apokalipsie nie brakuje szybkich i ostrych momentów na przemian ze zdecydowanie lżejszymi i w pewnym sensie melancholijnymi.  
Mam wrażenie, że utwór jest o stracie. Bohater stracił kogoś bliskiego (w ten czy inny sposób) i ten moment był dla niego niczym tytułowa apokalipsa. Ma nadzieję, że to był tylko sen, z którego w końcu będzie mógł się obudzić.

Utwór możesz posłuchać tutaj: Apocalypse



3. Blackout

Zaczyna się z mocnego kopniaka. Z niezłego półobrotu. Prostu w sam środek uszu. Po czym po prostu zwalnia, dając miejsce wokaliście. Tutaj wokal jest naprawdę przyjemny. 
Ciekawie brzmi tutaj wyciszenie wszystkich instrumentów. Momentami może się wydawać, że to już koniec utworu, po czym Kacper wchodzi z wokalem lekko zabarwionym cyfrowo, by za chwilę znów rozbrzmiał alternatywny groove; choć chwilami brzmi to nawet trochę jak Progresywny Metal. Po tym krótkim wznowieniu mamy to, co zdawało nam się przed chwilą – zakończenie utworu. 
Ten utwór jest o człowieku, którego męczą nocne udręki. Mówi sam do siebie, że jeśli zaśnie, jego obawy będę błąkać się po jego umyśle, nie dając odetchnąć. Ów człowiek boi się też stawić czoła prawdziwemu życiu, przez co zatraca się w kurzu. 
Czyli, jeśli dobrze rozumuję, można powiedzieć, że ten utwór jest o strachu przed życiem? Jest o obawie, że bohater liryczny przegra grę w tak zwane życie. Jeśli się nie mylę, to całkiem zgrabnie jest to ubrane w słowa. 


4. Torment

Utwór, który dobrze się słucha, a nawet można się pobujać. Można by powiedzieć, że Torment składa się, na przemian, z szybkich partii oraz tych bardziej melodyjnych. Raz tak, raz tak. 
Cały utwór jest do przyjęcia, choć jest tutaj fragment, przez który ciężko było mi przebrnąć. Kiedy Kacper nawija dość szybko, by za chwilę zwolnić tempo i zacząć śpiewać bardziej melodyjnie. To przejście nie do końca mi przypadło do gustu. 
A o czym będziemy się dręczyć? Bohater tego utworu jest dręczony przez wszechobecną nienawiść, którą sami na siebie szerzymy. Bohater czuje się też odpowiedzialny za całe zło, które dzieje się na świecie. Uważa też, że cały ciężar tego świata spoczywa na jego ramionach. Bardzo chciałby zatrzymać wojnę, która zabierze wszystko co mają. Choć nie jest powiedziane jakiego typu jest to konflikt. Wiemy natomiast, że bohater jest pesymistą: „The glass is half empty(…)” (Szklanka jest do połowy pusta). A przez tę całą odpowiedzialność, która na nim spoczęła, doszedł do momentu, w którym ma już wszystkiego serdecznie dość: „I don’t wanna feel this shit anymore, Why can’t you just leave me fucking alone” (Nie chcę już czuć tego gówna, Dlaczego nie możesz po prostu zostawić mnie w spokoju?). Mamy tu zatem do czynienia z bohaterem tragicznym. 
Po prostu ma już dość tego co go otacza… 

Utwór możesz posłuchać tutaj: Torment



5. Wounded Shadow

Podobnie, jak poprzedni utwór, tak i ten można podzielić na fragmenty szybsze i cięższe oraz te wolniejsze, bardziej melodyjne. Poza tym, ten utwór muzycznie nie wyróżnia się zbyt spośród poprzednich. Jest tak samo dobry i dobrze się go słucha. 
W tym utworze mamy do czynienia z szalonym bohaterem. Gdzie szaleństwo jest jego chorobą. Nie może znaleźć dla siebie miejsca w tym świecie i prosi swojego rozmówce, żeby znalazł mu jakieś lekarstwo na te jego szaleństwo. 
W dalszej części utworu bohater zadaje pytanie, czy może to nie on jest chory a cała ludzkość? Jeżeli tak, to kto jest lekarstwem? Kto lub co… może uleczyć ludzkie szaleństwo? 

Utwór możesz posłuchać tutaj: Wounded Shadow



6. On the Edge

Ostatni utwór na płycie. Początek brzmi bardzo niewinnie, jednak po kilku taktach wszystko staje się jasne – to TainT. Może i ten utwór jest wagowo nieco lżejszy od poprzednich, to jednak trzyma poziom energii i nie odstaje za bardzo od reszty – ale wyróżnia się spośród tłumu. Można wyczuć tu szczyptę melancholii. 
Uważam, że jest to utwór, w którym bohater liryczny zmaga się z jakąś chorobą. Nie jestem do końca pewien, czy może tu chodzić o alkoholizm czy po prostu o depresję. Za przykład niech posłuży fragment: „Im down on my knees beging Please, oh God Please help me find the peace, Help me go through all this things I’ve done wrong(…)” (Padam na kolana błagając, o Boże, proszę pomóż mi znaleźć spokój, Pomóż mi przejść przez to wszystko Rzeczy, które zrobiłem źle). 
Gdzieś w połowie utworu, bohater próbuje wyjść ze swojego dołku. Chce się wyleczyć. Jednak jego próby nie przynoszą wyczekiwanych efektów i „Like anchor im sinking in(…)” (jak kotwica tonę). 
Niestety, nasz bohater przegrał tę nie równą walkę. Nie mógł, lub nie potrafił, poradzić sobie z wyleczeniem bólu, który wdarty w jego psychikę zadomowił się w niej na stałe. Może gdyby miał kogoś u swego boku, koniec wyglądałby inaczej…?



Podsumowanie: 

Przyznam szczerze, że na potrzeby tej recenzji wróciłem do pierwszej EPki – Under control, by porównać obie płyty. I muszę chłopaków pochwalić, że widać tu rozwój, który idzie w dobrą stronę. 
Looking for Myself, to wyraźny efekt rozwoju, który chłopaki obrali w bardzo dobrym kierunku. W porównaniu do poprzedniego krążka, ten jest pokazany w stylu „wiem czego chcę i wiem jak to pokazać”. I pokazali. 
Mamy ten unikalny, charakterystyczny dla TainT wokal i brzmienie melodyjne, które teraz jest dużo bardziej wyostrzone. 
A gdyby się uprzeć to trochę nawiązań do zespołów pokroju Bullet for my Valentine czy Bon Jovi można tutaj znaleźć. Jeśli moje ucho mnie nie oszukuje to chłopaki biorą lekcję u jednych z najlepszych. 
Krótko mówiąc – polecam tę płytę, bo jest świetna. I tym samym dziękuję za Waszą uwagę. Cóż więcej mogę tu dodać? Widzimy się w następnej recenzji lub relacji. 

Ave.!

P.S.: Na kanale - Menelnik NIEcodzienny - jakiś czas temu pojawił się unboxing recenzowanej dziś płyty. Tam również zapraszam, link o tutaj: Unboxing TainT

To tyle na dziś. Jednak zobaczymy się jeszcze za niedługo, bo szykuję dla Was kolejne recenzje... tak więc do następnego.! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zobacz także...

Recenzja: Virya – From the Ashes [EP 2024]

Virya – From the Ashes (14.11.2024) From the Ashes to debiutancka , czteroutworowa EP’ka wrocławskiej grupy Virya . EP’ka ujrzała światło dz...

A to widziałeś..?