środa, 6 lipca 2022

Recenzja: Free Air – The Octaves of Mine

Free Air – The Octaves of Mine
(3 lipca 2021)

Free Air, to cieszyńska formacja, grająca szeroko rozumiany Alternatywny Rock/Metal. Zespół powstał w 2010 roku z inicjatywy Kamila Chałupki (gitara) i Mateusza Krupy (perkusja). Już trzy lata po narodzinach opublikowali swój debiutancki album „Miasto S.S.”, a dziś bierzemy na warsztat drugi krążek, zatytułowany The Octaves of Mine. Płyta swoją premierę miała na początku lipca 2021 roku, a na liście znalazło się tylko 9 utworów.


Ekipę Free Air udało mi się poznać osobiście na niedawnym koncercie w Bielsku-Białej (link do relacji, o tutaj), i tam też miałem okazję przytulić dziś omawiany krążek. Nie zwlekajmy jednak i zarzućmy płytę na głośniki i sprawdźmy, co w trawie piszczy? 

Zapraszam



1. Seclusion 

Pierwsze nuty, które wydobywają się z głośników, po wrzuceniu płyty w radio to utwór instrumentalny. Mógłbym powiedzieć, że jest to swoiste intro, jednak uważam, że jak na intro trwa zbyt długo. Ale tak brzmi. Mamy tu jedną gitarę, która gra motyw przewodni i drugą, która jej dogrywa. 
Całość jest nasycona melancholią i takim fantastycznym spokojem. Nie dzieje się tutaj nic nadzwyczajnego i to jest niewątpliwie atut tego utworu. 
Osobiście i prywatnie nie polecam tego utworu do jazdy, ale kiedy chcemy się zrelaksować i wyciszyć, utworek jest do tego idealny. Zwłaszcza, jeśli zapętlimy go wiele razy.  

utwór możesz posłuchać tutaj: Seclusion


2. The Gate

Drugi utwór zaczyna się w podobnym klimacie, co pierwszy. W tym motywie jest poprowadzony wokal. Przynajmniej początek. Bo potem zaczyna się robić ciężko i progresywnie. Mamy ciekawe ostre gitarowe riffy i nieco intensywniejszy wokal. Choć nadal jest tutaj zachowana szczypta melancholii, która nadaje utworowi interesującego smaku. 

Co do tekstu… nie jest go zbyt dużo, więc możemy się domyślać, że niesie za sobą wiele… 
Sądzę, że pierwsza fraza tekstu jest o podświadomości – „Unexploited layers of the Powers concentrated under a water level” (Niewykorzystane warstwy mocy skoncentrowane pod powierzchnią wody), oraz o świadomości – „Cumulated Thoughts on the surface with a dense like a nuclear fission” (Myśli skumulowane na powierzchni z gęstym jak rozszczepienie jądrowe). Natomiast dalszy fragment mówi o zawiłości życia. Po krwawo-fioletowej nocy następuje słoneczny i aksamitny dzień. Mimo wylanych łez, czyli przeciwności losu, bohater utworu jest ponad mgłą, czyli nie załamuje się i nie poddaje. 

utwór możesz posłuchać tutaj: The Gate


3. Seven Years

Melancholia i ten spokojny klimat jest chyba motywem tej płyty. Tutaj mamy ciąg dalszy tej atmosfery. Wokal tu brzmi bardzo zbliżenie do BFMV i to mi osobiście bardzo się podoba. Bulleci mieli zaledwie kilka ballad, a tutaj mamy podobny klimat, ale dużo lżejszy i to się uzupełnia i dzięki temu mamy równowagę w naturze :) 
Tylko nie zrozumcie mnie źle – mimo że jest tu spokojnie to nie brakuje tu świetnego metalowego pazura. 

Tekstu jest tu znacznie więcej (niż w The Gate), więc i inspiracja może być łatwiejsza… z pozoru. 
Sądzę, że tutaj tekst jest o tym, że bohater nad brzegiem jakiegoś oceanu wspomina lata młodzieńcze, kiedy to wraz ze swoją paczką znajomych, przyjaciół czy braci krwi, żyli po swojemu. Życie było beztroskie i wspaniałe. Jednak nadszedł taki dzień, że każdy z paczki poszedł własną ścieżką życia i kariery. Pobudowali domy, pozakładali rodziny. Koniec końców ekipa przyjaciół się rozpadła z przyczyn naturalnych. Teraz nasz bohater stoi nad wspomnianym brzegiem oceanu i wzięło go na wspomnienia. Być może i on założył swoją rodzinę, jednak w tym momencie wraca wspomnieniami do tamtych (lepszych) czasów. Bardzo by chciał, żeby te czasy i te chwile wróciły… aż i mi się łezka w oku zakręciła… 

utwór możesz posłuchać tutaj: Seven Years


4. 2-0-1-4

Kolejny klimatyczny utworek. Choć w tym numerze pojawiło się zdecydowanie więcej pazura. Jest znacznie ostrzej niż wcześniej, ale nie brakuje tu tego przyjemnego czegoś. 

Mam nieodparte wrażenie, że jest to utwór bliski zespołowi. W tytule mamy rok 2014, a w tekście towarzyszy mu jeszcze miesiąc – marzec. Mogę się jedynie domyślać, ale uważam, że albo chodzi tutaj o narodziny dziecka, albo o ślub któregoś z chłopaków. 
Albo też… jest zgoła odwrotnie. I nie jest to nic wesołego tylko chodzi tu o śmierć kogoś bliskiego. Jednak tę opcję odrzucę, biorąc pod uwagę pierwsze linijki tekstu: „Is that the beginning of the new life? Can you feel the heartbeat?” (Czy to początek nowego życia? Czy czujesz bicie serca?). Jeśli uda mi się złapać chłopaków to na pewno dopytam o ten utwór. 

utwór możesz posłuchać tutaj: 2-0-1-4


5. The Octaves of Mine

Coś czuję, że będę się powtarzać… klimacik jest i ta przyjemna melancholia też. Ale, co wyróżnia ten utwór, to to że jest tu jeszcze więcej pazura niż w poprzednim. Czy to będzie rosło? 
Wokalnie Rafał brzmi tutaj jak Matthew z Bulletów… i jak dla mnie to plus, bo głos ma super. 
Tekst… moim zdaniem jest o prowadzeniu przez bohatera wewnętrznej wojny z samym sobą. Jak w tej opowieści o białym i czarnym wilku, które symbolizują dobro i zło. Który wygrywa? Ten, którego karmisz. W przypadku tego utworu, mam wrażenie, że owe wilki prowadzą między sobą batalie o dusze i ciało swojego żywiciela (czyli bohatera utworu). 
Może trafi się okazja zapytać autora, jeśli się nie mylę, któremu wilkowi udało się wygrać tę potyczkę..? 

utwór możesz posłuchać tutaj: The Octaves of Mine



6. Family

Wychodzimy nieco poza ramy albumu, bo ten utwór jest zdecydowanie ostrzejszy i bardziej energiczny od poprzednich. O ile wcześniejsze mogły uśpić słuchacza, ten wybudziłby z tego niezmąconego snu. 

Na początku mamy rozmowę mamy z siedmioletnim synkiem, który jest chwilę po swoim pierwszym występie na scenie. Nie mamy powiedziane, jakiego rodzaju był to występ, czy recytował jakiś teksty, ani czy śpiewał piosenkę? Wiemy za to, że najbardziej podobał mu się kołnierz… 
Reszta tekstu jest, jak sądzę, wyznaniem zespołu, że grają jak najlepiej (nie)umią i że robią to z głębi serca. Grają tak, jak im w duszach gra. Przy okazji zapraszają słuchaczy do wspólnej zabawy pod scenami, czy to przy głośnikach w domowych zaciszach. 
Sądząc po tytule i przesłaniu tekstu, można wnioskować, że między chłopakami a nami (ich słuchaczami) wytworzyła się rodzinna relacja. Wszyscy jesteśmy jedną, wielką rodzinką :) 

utwór możesz posłuchać tutaj: Family


7. Fractal

Sympatycznie brzmi tutaj, na początku, chórek. Klimatycznie mamy intensywność i ostrość gitar. Nie brakuje jednak tego przyjemnego… czegoś. A i pojawiło się tutaj coś nowego w postaci krótkiego growlu.
Sam utwór jest bardzo krótki, bo trwa zaledwie niecałe 3 minuty. 
Tekst jest w dużym uproszczeniu o tym, że akceptacja samego siebie jest kluczem do życia. Do szczęśliwego i spełnionego życia. Życia, które samo w sobie jest tytułowym fraktalem, czyli niezwykle złożonym… czymś… w czym jesteśmy tylko częścią większej całości. 
Ale za to niezbędną częścią… 

utwór możesz posłuchać tutaj: Fractal


8. Euphoria

Fakt, można doznać euforii słuchając tego utworu (jak i albumu). Tutaj też mamy do czynienia ze zdecydowanie ostrzejszym klimatem. Tu także pojawił się grow i jest go nieco więcej niż wcześniej. 
W tym utworze spodobał mi się zabieg zwany fałszywe zakończenie. Sądzisz, że utwór dobiega końca i pora na następny? Taki psikus, bo nie dość, że gitara nie milknie to jeszcze perkusja się rozpędza, jakby właśnie wychodziła z zakrętu i dawała po gazie. A zaraz za nią dołącza growl. I gramy dalej. 
A o co chodzi z tą euforią? 
Sądzę, że ten utwór mówi wprost o radości z grania i z bycia na scenie. Chłopaki wprost mówią, że chcą byśmy zanurkowali w dźwiękach, jak w lawie (ciekawe porównanie), i dali się ponieść żywiołom. Sporo jest tutaj nawiązań do walki, jakby muzyka była (w pewnym sensie) narzędziem to walki, którą chłopaki dzierżą w dłoniach i nie zawahają się jej użyć. Z drugiej strony, skoro euforia i adrenalina pojawia się w odniesieniu do grania koncertów i ogólnie tworzeniu muzyki, to tę nawiązania do walki można uznać za… po prostu pogo. Akurat klimat i ostrość utworu zachęca do rozpętania niezłego pogo pod scenami… zachęcam i ja :) 

utwór możesz posłuchać tutaj: Euphoria


9. Love

Wypogowani? Nie zwalniamy. Czas na ostatni utwór, który jest jeszcze mocniejszy i ostrzejszy. Odeszliśmy już całkowicie od początkowego klimatu melancholii na poczet ostrzejszych riffów. Choć tutaj też pojawiają się wolniejsze fragmenty. Ciekawym zabiegiem jest też fragment żywcem wzięty z koncertu, kiedy to Rafał dziękuje ludziom za przybycie. 
Mam nieodparte wrażenie, że ten utwór jest zwierzeniem się, że chłopaki nie sądzili, że uda im się dotrzeć tu, gdzie teraz są; grając tak jak to czują i kochają. 
Jest to po prostu manifest tego, jak bardzo się cieszą, że mogą robić to co kochają. I że jest ktoś (my) komu ich grające dusze się podobają. Jest to też w pewnym sensie podziękowanie dla nas (słuchaczy i fanów) za nasze wsparcie. Całkiem sympatyczny sposób na powiedzenie prostego „dziękuję że jesteś”. Aż i mi się ciepło na serduszku zrobiło… Tym chętniej pojawię się pod sceną, na której zagrają… ;) 

utwór możesz posłuchać tutaj: Love


Podsumowanie: 

Osobiście i prywatnie (tak, wiem, to to samo określenie) podzieliłbym ten album na dwie części. W pierwszej mamy sporą dozę melancholii i takiego spokojnego, wręcz ambientowego grania. Można się wyciszyć i uspokoić wewnętrznie. Natomiast druga część wyrywa nas z tego spokoju. Na szczęście nie robi tego agresywnie, tylko delikatnie dozując intensywność, aż w końcu osiąga kulminację i dostajemy mocny strzał euforii i adernaliny (oczywiście w zdroworozsądkowy sposób). 
Do mojego gustu przypadł też (i to bardzo) głos Rafała. Wspomniałem kilka razy, to wspomnę jeszcze raz – wokal, który brzmi jak wyjęty z Bullet for my Valentine. Dajcie znać, czy dla Was to też jest na plus? 
Słuchając The Octaves of Mine nie można się nudzić. Widać i słychać, że ciągle coś się dzieje. Niby, pozornie utwory są zbliżone do siebie, to jednak każdy następny jest intensywniejszy od poprzedniego. 
Przyjemna to była uczta, choć niekoniecznie jest to dobra pozycja do jazdy autem (przynajmniej dla mnie). 


W tym miejscu postawię kropkę, ale spróbuję jeszcze raz zachęcić Was do zapoznania się z twórczością Free Air… ;) 

A tymczasem 
dziękuję za uwagę i do następnego
Ave.!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zobacz także...

Recenzja: Virya – From the Ashes [EP 2024]

Virya – From the Ashes (14.11.2024) From the Ashes to debiutancka , czteroutworowa EP’ka wrocławskiej grupy Virya . EP’ka ujrzała światło dz...

A to widziałeś..?