Snowblind & TainT & Free Air
25.06.2022 Rude Boy, Bielsko-Biała
Odwiedziłem Rude Boy’a zaledwie drugi raz, za sprawą zaproszenia od TainT. Pomyślałem, że nie jest to zły pomysł. Człowiek się trochę zrelaksuje przy muzyce, a i ludzi może nowych pozna.
Zagadałem do swoich dziewczyn (Kaś i Młoda), że jest taka akcja. (nie)stety, Kaś nie mogła, bo praca, to z Młodą się wybraliśmy.
Na miejsce dotarliśmy co najmniej godzinę przed otwarciem bram. W tym wypadku bardziej krat. I na dzień dobry spotkałem Mateusza (z TainT), który aż się uśmiechnął, że mnie zobaczył. No cóż, zaproszenie wystosował to się do niego dostosowałem.
Odczekaliśmy swoje i w końcu wrota stanęły przed nami otworem. Zakupiliśmy bilety i weszliśmy do środka. Na scenie TainT kończyli właśnie próbę, po nich w ekspresowym tempie to samo wykonali Snowblind, po czym zeszli się przygotować.
Po upływie kilku chwil chłopaki ze Snowblind weszli na scenę i zaczął się koncert właściwy.
Było to moje pierwsze spotkanie z chłopakami i, nie ukrywam, zainteresowali mnie swoim graniem. Grają oni, jak podpowiada mi ucho, metalowy rock z mieszanką progresywności i alternatywności. Taka bardzo fajna mieszanka, która brzmi trochę jak lekki BFMV (oczywiście bez takich fikuśnych solówek).
Setlista Snow Blind:
1. Demony
2. H8ER
3. Nie idź tam
4. Blizny
5. Noc
6. Na dno
7. Wodymidaj (cover)
8. Wszystko czego chcesz
9. Syndrom
10. Milion
Zagrali też jeden cover, który brzmiał zdecydowanie ostrzej niż oryginał. Zrobili po swojemu jeden z utworów Kwiatu Jabłoni, czyli Wodymidaj.
Na zakończenie zrobili sobie fotkę, na której widać moją koszulkę (jeszcze bez podpisów) i podziękowali za przybycie. Oczywiście w tym momencie zaczęła się moja gonitwa za chłopakami, żeby się podpisali.
Drudzy na scenie pojawili się TainT ze swoim najnowszym krążkiem – Looking for Myself (recenzja tutaj).
Poza zagraniem utworów z nowej płyty zagrali też cover Maneskin, który w ich wykonaniu brzmi bardzo fajnie oraz kilka utworów z poprzedniego wydania.
Setlista TainT:
1. Crown
2. Apocalypse
3. I wanna be slave
4. Wounded Shadow
5. Blackout
6. Torment
7. On the Edge
8. Chaos
9. Erase
10. Emeth
Jeśli dobrze kojarzę, to TainT’ów miałem okazję drugi raz podziwiać na scenie – poprzednio grali wspólnie z Free Trip, kiedy to promowali swoją płytę „Dziewczyna spod 13” (relację znajdziesz tutaj, a recenzje tutaj).
Trzeci i ostatni występujący tego wieczoru to Free Air. Oni zaskoczyli mnie najbardziej swoim scenicznym wyglądem.
Zazwyczaj wokalista, frontman, jest na przodzie sceny, żeby każdy mógł go zobaczyć. W przypadku Free Air jest zgoła inaczej… Wokalista schował się w głębi sceny i stał bokiem do publiki. Dlaczego? Spróbuje się tego dowiedzieć w najbliższej przyszłości ;)
Ciekawe rozwiązanie. Na pewno przykuwa zainteresowanie.
Zagrali klimatycznie bardzo podobnie, jak pozostałe zespoły. Jednak Free Air mieli zdecydowanie więcej melancholii w swojej twórczości. Z jednej strony ich setlista była ostra i energiczna, z drugiej zaś melancholijna i spokojna. Takie wymieszanie dwóch skrajnych uczuć. A jednak udało im się połączyć to w świetny sposób. Od tamtej pory tłamszę ich płytę w radiu, o której też pojawi się niebawem dedykowany post – w wolnym tłumaczeniu pochylę się nad warstwą tekstową Free Air :)
Setlista Free Air:
1. Seclusion orchestra (intro)
2. The Gate
3. Seven Years
4. The Octaves of Mine
5. 2-0-1-4
6. Family
7. Fractal
8. Love
9. Euphoria
10. Looz
11. Papercut (cover Linkin Park)
12. Last Resort (cover Papa Roach)
Trzech ostatnich utworów akurat nie miałem przyjemności posłuchać, bo chwilę wcześniej wyszedłem na zewnątrz. Wróciłem w momencie, kiedy Rafał podziękował i zakończył występ.
Podsumowując koncert, muszę przyznać, że była to bardzo przyjemna i sympatyczna wycieczka. Zespoły były z jednej strony z tej samej muzycznej szuflady gatunkowej, a mimo to każdy brzmiał na swój sposób wyjątkowo i unikalnie.
Najbardziej boli mnie jednak to, że publika nie dopisała. Jestem świadom i rozumiem, że jest okres wakacyjny i urlopowy. A i czasem zdarzają się takie dni jak ten, że publikę można policzyć na palcach jednej ręki. Szkoda, bo występ był super. Mam szczerą nadzieje, że następne występy będą opiewać na zdecydowanie większą frekwencje.
Tym smutnym nieco akcentem to byłoby na tyle. Jestem pewien, że jeśli któraś z ekip będzie grać w mojej okolicy to na pewno się pojawię i znowu zbiję z chłopakami pione.
A tymczasem, dziękuję za uwagę. Pamiętajcie o kanale na YT, gdzie za jakiś czas pojawi się nowy odcinek z serii NIEcodzienne Wywiady. I w nieco bliższej przyszłości, tu na blogu, ukaże się recenzja albumu Free Air - The Octaves of Mine.
Także trzymajcie się ciepło i do następnego niebawem.
Ave.!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz