niedziela, 23 października 2022

Recenzja: Inclusion - The First Sound of Mars

 Inclusion – First Sound of Mars
(1.10.2022)

W dzisiejszej recenzji wsłuchamy się w dźwięki spoza Ziemi. Nie ma co zwlekać. Zajmujcie swoje miejsca w gwiezdnym krążowniku szos i ruszamy w przestrzeń międzyplanetarną. Nasi piloci z Inclusion dadzą nam szansę posłuchać pierwszego dźwięku Marsa. 


Dzisiaj na warsztat biorę pierwszy długogrający album krakowskiej kapeli Inclusion, czyli The First Sound of Mars. Album światło dzienne ujrzał 1 października 2022 roku. Z chłopakami miałem przyjemność rozmawiać w ramach NIEcodziennego Wywiadu [link]. A teraz konkrety… 

Zajrzyjmy w teksty, włóżmy płytę do radia i ruszmy w tę niezwykle fascynującą podróż w gwiazdy… 

Zapraszam


1. The First Sound of Mars

Preludium wyprawy w kosmos. Na początku słyszymy rozmowę ojca z synem. Możemy się domyślić, że są gdzieś na jakiejś polanie lub na wzgórzu w godzinach wieczornych. Są gdzieś, gdzie dobrze widać całe niebo i gwiazdy. W tle słychać śpiew ptaków i innych małych zwierzaków, które tylko potęgują klimat. 
A o czym rozmawiają ojciec z synem? O tym, że pewnego dnia ten mały chłopak (wieku nie znamy) będzie musiał znaleźć dla siebie nowy dom „first chapter of your endless road” (pierwszy rozdział twojej niekończącej się drogi). Zapewne ojcu nie chodzi o klasyczne opuszczenie przez dziecko domu rodzinnego, by założyć własny dom, tylko o coś o wiele większego. Opuszczenie planety, by znaleźć nowy Dom, nowe miejsce do życia, na innej planecie. Co prawda nie słyszymy co młody o tym myśli, jednak jego milczenie też daje nam sporo. Być może zaniemówił z wrażenia, lub po prostu słucha ojca i mentalnie szykuje się na tę wyprawę. 
Nie wiem jak Wy, ale ja bym był przerażony i zafascynowany jednocześnie, stojąc przed takim wyzwaniem, jakim byłoby opuszczenie Ziemi i wyruszenie na inną planetę. Póki co to oczywiście nie jest realne, ale… kto wie… może za kilka dekad (może lat?) ktoś z nas stanie przed takim wyzwaniem? 
Fobos i Deimos już na nas czekają… i ich historie. 
Po tej rozmowie mamy stopniowe wejście instrumentów. Można się domyślić, że jest to przeskok o kilka lat do przodu, kiedy to już jako dorosły, owy chłopiec rusza na spotkanie z gwiazdami. 


utwór możesz posłuchać tutaj: The First Sound of Mars 



2. Gravity

Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale początkiem tego utworu jest rozmowa wzięta z NASA. Robi to całkiem ciekawy efekt. Lecimy na spotkanie z gwiazdami. 
Wystartowali, rozpędzili się do prędkości światła, która dla podróżników sprawia wrażenie, że się czołgają – perspektywa jest względna. Pędzą pośród gwiazd, które oślepiają ich swoim blaskiem. 
Być może „grzech” jest tu odniesieniem do całego tego zła, które człowiek wyrządził swojej Matce – Ziemi i teraz, żeby dalej móc istnieć, ludzkość musi znaleźć nowy dom… 
Ledwo ruszyli na poszukiwanie nowego domu, a już w drugiej części utworu mam wrażenie, że tytułowa grawitacja przyciągnęła ich do siebie i albo uszkodziła albo rozwaliła im statek. No cóż, zemsta wszechświata za zniszczenie Ziemi bywa okrutna… 


utwór możesz posłuchać tutaj: Gravity 



3. Rust

Początek jest ostry i energiczny, a po chwili instrumenty się wyciszają, co w połączeniu z wokalem sprawia klimat melancholii i lekkiego przygnębienia. 
Bohaterem tego utworu jest prawdopodobnie pilot statku, który wspomina swoje ostatnie chwile na Ziemi, kiedy widzi, jak wszystko trawi ogień. Kiedy nie ma już odwrotu i trzeba stąd uciekać, chcąc przeżyć i dalej móc oddychać. Wspomina też, że nadal czuje zapach zmierzchu i palącego się drewna. 
Dalej mamy fragment, w którym bohater-pilot nie wytrzymuje napięcia i postanawia odebrać sobie życie. Jest już na wykończeniu, bo nikt nie wie, kiedy ta podróż się zakończy i jaki będzie miało to efekt. Nie jest on jednak osamotniony w tym uczuciu. Bo kiedy ludzie przebywają na ograniczonej i zamkniętej przestrzeni, zaczynają wariować i odzywają się w nas pierwotne żądze i instynkty biorą górę. Czasem dochodzi do spięć i „we see no more than just enemies” (nie widzimy nic więcej niż tylko wrogów). 
Tytułowa rdza może tu być odniesieniem do negatywnych uczuć, które powoli niszczą nas od środka. Można tu za przykład podać strach. Z reguły jest on mile widziany, bo dzięki niemu nadal chcemy żyć i robimy wszystko, by to życie utrzymać. Czasem jednak strach przysłania nam właściwy osąd sprawy i postępujemy nieracjonalnie czy wręcz głupio. Egoistycznie, dbając o własny zad. Zwykle jest to dobre rozwiązanie, jednak są sytuacje, kiedy egoizm nie jest mile widziany. 
W tym utworze, trwającym ponad 8 minut jest ogrom tekstu i ogrom interpretacji, które każdy z nas może wybrać. Dajcie znać, o czym dla Was jest tekst tego utworu.

utwór możesz posłuchać tutaj: Rust


A my lecimy dalej… może uda nam się w końcu znaleźć nowy dom(?)


4. Signal

Ten utwór jest zdecydowanie żywszy muzycznie i energiczny od poprzedniego. 
Mam wrażenie, że utwór jest o szeroko rozumianych emocjach, które krążąc po głowie nie dają nam złapać myśli, ani na chwilę się wyciszyć. Ciągle coś się dzieje w naszych umysłach, co dezorientuje naszą uwagę. A najgorsze jest wieczorem, kiedy chcemy się położyć i zasnąć. Natłok myśli wtedy jest jeszcze większy niż za dnia. 
Ten utwór może być chwilową retrospekcją podczas podróży przez nieskończoną czerń kosmosu. 


utwór możesz posłuchać tutaj: Signal 


5. Falling Glass (instrumental)

Początek tego utworu to szum, po którym delikatnie wchodzą inne sample, oraz cicha gitara. Daje nam to dosłownie minutę na odsapnięcie od energii, którą serwują nam chłopaki. 
Upadające szkło kończy się również szumem, który łączy się z kolejnym utworem. Przejdźmy zatem równie płynnie do niego. 


utwór możesz posłuchać tutaj: Falling Glass 



6. The Art of Breathing

Jak wspomniałem, ten utwór rozpoczyna się szumem, którym kończy się poprzedni. Do tego mamy też krótki kruczy skrzek, po którym wchodzą talerze oraz delikatna gitara i całkiem przyjemna perkusja (chyba z sampli). 
Utwór jest utrzymany w klimacie melancholii. Mimo, że jest energiczny, to sprawia wrażenie takiego uniesienia. 
Będąc w konwencji albumu, można się domyślić, że podróż wśród gwiazd dobiegła końca i nasi bohaterowie wylądowali na jakiejś planecie. Bezpiecznie wylądowali i zeszli ze statku. Okazało się, że atmosfera jest na tyle bogata w tlen, którym oddychamy, że można (prawdopodobnie) zdjąć hełmy. Sądzę, że do tego może nawiązywać tytuł – sztuka oddychania, ponieważ po tak długim czasie, jaki spędzili w metalowej puszce, możliwość oddechu czymś naturalnym musi być prawdziwą przyjemnością. 
Koniec tego utworu to ostatnie dźwięki szumu oraz tej przyjemnej perkusji, która milknie i oddala się w tle. 


utwór możesz posłuchać tutaj: The Art of Breathing 



7. Planet Cold

Drugi utwór trwający ponad 8 minut. 
Początek to akapela Filipa. Dalej mamy lekko wycofane instrumenty, które uzupełniają sample oraz wokal Filipa na froncie. Całość jest również dosyć spokojna. 
Całość sprawia wrażenie, jakby Filip był narratorem, który relacjonuje co aktualnie dzieje się z naszymi bohaterami. Brzmi to dużo wyraźniej niż w poprzednich utworach. 

A co się takiego dzieje? 
Wylądowali na planecie, na która mogą się osiedlić. Jednak po jakimś czasie jednemu z podróżników zaczyna brakować lotu. Pojawiły się też pierwsze pary. 
Planeta okazała się być nie do końca gościnna, przez wahania temperatury. Okazała się być zimnym miejscem. Kombinują więc, jak ogrzać za pomocą najbliższej gwiazdy ich potencjalnie nowy dom. Czy im się udało? Czas pokaże… 


utwór możesz posłuchać tutaj: Planet Cold 


8. Universe Lost (instrumental)

Drugi utwór instrumentalny. Choć bardziej brzmi to jak utwór samplowy (jest w ogóle takie stwierdzenie?) 
Sądzę, że jest tu kilka dźwięków zapożyczonych z NASA. 
Całość jest w klimacie takiego napięcia i oczekiwania na coś. 


utwór możesz posłuchać tutaj: Universe Lost 



9. All of Our Time

Ostatni utwór, trwający prawie 9 minut. Mają rozmach chłopaki z tymi długościami ;) 
Zaczyna się bardzo energicznie, choć nie brakuje tu klimatu zadumy i melancholii (co można dostrzec w tekście). Wokal Filipa sprawia wrażenie przygnębionego, zrozpaczonego. 
Ten utwór mam wrażenie, że jest o niespełnionej miłości. Z jednej strony oboje chcą być razem, z drugiej jednak, coś im na to nie pozwala. Czy to jest jego wina, bo coś zrobił i ona nie może mu wybaczyć (albo odwrotnie). Znowu mamy też fragmenty, w których ona się cieszy, że ma go u swego boku, bo na tym świecie, setki milionów kilometrów od ich pierwotnego domu, czują się samotni. Jest tu wiele negatywnych i smutnych emocji. 

Jednak, czy udało im się zadomowić i zbudować nowy dom w miejscu, do którego dotarli? Czy jednak ponieśli porażkę? Myślę, że zapytam o to chłopaków przy pierwszej możliwej okazji… 


utwór możesz posłuchać tutaj: All of Our Time 


Podsumowanie:

The First Sound of Mars, to pierwszy długogrający album zespołu Inclusion
Historia opowiedziana w tym albumie jest dosyć dramatyczna, ponieważ, jeśli nic nie zrobimy to za kilka dekad taka wyprawa w poszukiwaniu nowego domu będzie niezbędna, by ludzkość jako gatunek mogła dalej przetrwać. A najgorsze w tym jest to, że sami sobie to robimy już dziś. 
Grając premierę albumu, chłopaki mówili, że część z utworów odnosi się bezpośrednio do psychologii. Nie sugerowałem się ich słowami, jednak sądzę, że dobrym uzupełnieniem tej recenzji będzie rozmowa z zespołem, na którą już dziś serdecznie zapraszam. 
Muszę się też odnieść do samej szaty graficznej i pudełka. A to dlatego, że jakość wykończenia, grafiki, którymi otoczona jest płyta, są świetne. Wiadomo, że pierwsze czym się kierujemy to efekt wizualny, a tutaj jest on wręcz na mistrzowskim poziomie. O tym, jeśli dobrze pamiętam, wspominałem w unboxingu, do którego link macie TUTAJ
Czy jest tu coś co w moim odczuciu jest minusem? Cóż, sądzę, że jedynym minusem mogą być te trzy utwory, trwające ponad 8 minut. Przy intensywnym słuchaniu mogą sprawiać wrażenia, że ciągnie się to w nieskończoność. Jednak nie jest aż tak mocny minus. Ale, skoro nie mam się za bardzo do czego przyczepić to przyczepię się do czegokolwiek ;) 
Kończąc tę recenzję, uważam, że album jest mega dopracowany i warty zapoznania się. Znajdziemy tu również krótkie instrumentale, które swoim klimatem dopełniają historię. 

To byłoby na tyle w dzisiejszej recenzji. Dziękuję za uwagę i poświęcony czas. Widzimy się już niebawem w kolejnej recenzji. 

Trzymajcie się ciepło 
i do następnego
Ave.!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zobacz także...

Recenzja: Virya – From the Ashes [EP 2024]

Virya – From the Ashes (14.11.2024) From the Ashes to debiutancka , czteroutworowa EP’ka wrocławskiej grupy Virya . EP’ka ujrzała światło dz...

A to widziałeś..?