Snake Eyes & Comepass
29.10.2022 Schron Muzyczny Mash
Udało się! Za trzecim podejściem udało mi się zrealizować kolejny cel. Zorganizować i doprowadzić koncert. Dwa poprzednie podejścia nie udało się spełnić z wielu nieoczekiwanych przyczyn. Na szczęście, jak mawia przysłowie – do trzech razy sztuka.
A jak do tego doszło i jak przebiegł cały proces przed i w trakcie koncertu? O tym i o wielu innych rzeczach w dalszej części…
Zapraszam
Gdzieś, jakoś we wrześniu zadzwonił do mnie Tomek z Synaisthesis [Tomciu, pozdrawiam!] i zaoferował mi przejęcie jego terminu na koncert. Argumentując tym, że ktoś od niego nie może, szkoda, żeby termin się zmarnował, a pamięta, że kiedyś chciałem się za to wziąć.
Przyjąłem jego propozycje i ruszyłem z machiną. Dograłem termin z Rafałem z Mash’a, po czym zaczęło się poszukiwanie zespołów – choć tym razem poszło zdecydowanie lepiej, szybciej i dużo przyjemniej. Z ofertą przyszedłem do Sewka ze Snake Eyes oraz do Morisa z Comepass. Obu termin pasował, więc ruszyliśmy dalej.
Dograliśmy szczegóły, zrobiliśmy wydarzenie i zaprosiliśmy patronów. Dalej przyszedł czas na rozreklamowanie wydarzenia.
Im bliżej do dnia koncertu, tym bardziej zaczynałem się denerwować. Czy koncert się uda? Czy ktoś przyjdzie? Czy zespoły będą zadowoleni? Tak wiele pytań a na odpowiedź musiałem jeszcze tak długo czekać.
Wreszcie nadszedł dzień koncertu. Moje nerwy osiągnęły apogeum. W głowie kłębiło się setki pytań, wątpliwości i zagwozdek. Czy zrobiłem wszystko, co mogłem, żeby koncert się udał? Co mogłem zrobić lepiej?
Pierwsi przyjechali chłopaki ze Snake Eyes i od razu ruszyli do rozkładania sprzętu i sprawdzania, czy wszystko gra. Niestety Comepass przybył z lekkim opóźnieniem, ze względu na niespodziewane sytuacje w drodze. Na szczęście poza tym trafem nie działo się nic więcej nie chcianego.
Chłopaki z Comepass dołączyli do Snake Eyes ze swoim sprzętem i zaczęły się pierwsze odpalania sprzętu i próby dźwięku. Prawdę mówiąc spodziewałem się, że wydźwięk będzie straszny. Jak bardzo byłem w błędzie.
Nadeszła 19:00 i pierwsi ludzie zaczęli się pojawiać. Jak bardzo mi ulżyło, kiedy ich zobaczyłem. Taka przyjemna ulga mnie dopadła. Bilet zakupiony, opaska na łapce – zapraszam dalej.
Następne minuty dłużyły się, niemal w nieskończoność. W końcu ruszyli.
Pierwsza na scenie pojawiła się ekipa Snake Eyes z Martą na czele. Początkowe lekkie problemy z nagłośnieniem wokalu udało się szybko wyeliminować i dalej poszło już z górki.
Moje obawy co do jakości nagłośnienia i dźwięku szybko zniknęły, kiedy usłyszałem, jak grają. Było wręcz idealnie. Nie było tego szumu w uszach czy innych niechcianych pisków. Całość brzmiało wyśmienicie.
Snake Eyes, jak zawsze w formie. Dali czadu a donośny głos Marty rozchodził się po całym schronie.
Setlista Snake Eyes:
1. Intro
2. Rumble
3. Wounds Without Blood
4. Raise Again
5. Plague IX
6. Plague I
7. Talamasca
8. Stabbed in the Back
9. The Masque of the Red Death
10. Fear of Gehenna
11. All We Need Is Love and Blood
12. Sigh of Death
Niestety podczas występu Snake Eyes głównie stałem na bramce i tylko kilka razy udało mi się zerknąć na scenę, ale na szczęście Młoda biegała z telefonem i strzelała fotki.
Kiedy ekipa Marty skończyła grać, na scenie pojawił się poznański Comepass. Miło było zobaczyć i posłuchać chłopaków drugi raz (pierwszy raz słuchałem ich na Mystic’u, link tutaj). Jak i Snake Eyes, tak i Comepass dali świetnego czadu.
Nawet i im nagłośnienie robiło psikusy i były momenty, że gitar nie było w ogóle słychać. Brzmieli wtedy, jakby na scenie była tylko perkusja i wokal. Dosyć dziwnie, na szczęście pan od dźwięku szybko uporał się z usterką i dalsza część występu poszła już bez problemów.
Setlista Comepass:
1. Grievance
2. Reason
3. Heatwave
4. Stimulus
5. Sun Shines Still
6. Alders
7. Solution
8. Rupture
9. Scum
Wszystko co piękne szybko się kończy. Tak samo i ten koncert dobiegł końca. Chłopaki skończyli i tym samym organizowany przeze mnie koncert został zakończony. Jeszcze tylko kilka szczegółów i tętno wróci do normy.
Uważam, że koncert był świetny. Owszem publika mogłaby być większa, ale mogła też być i mniejsza, więc nie będę nad tym ubolewać. Nieskromnie pochwalę się też, co powiedzieli mi chłopaki z Comepass’u; mieli wiele razy do czynienia z organizatorem amatorem, ale w tym przypadku, było niemal bardzo profesjonalnie. Cieszą takie słowa, że ktoś docenia robotę, jaką wykonujesz. Niekoniecznie dla kasy, ale z miłości do muzyki.
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że cała ta organizacja koncertu wpadła mi w oko (mam nadzieję, że z wzajemnością), i coś mi się wydaje, że w niedalekiej przyszłości pojawią się następne organizowane przeze mnie koncerty. Być może w Schronie Muzycznym Mash, który polecam, bo jest to miejsce nieoczywiste i mega klimatyczne. A może i w innych klubach? Czas pokaże.
Póki co dziękuję za poświęcony czas. Widzimy się już w następnych relacjach i recenzjach – a tych się trochę szykuje. Zapraszam też na YT, gdzie niebawem pojawi się wywiad z chłopakami z Comepass.
A tymczasem do następnego
Ave.!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz