Asgaard – What if…
(4.03.2022)
„What if…” to siódmy autorski album grupy Asgaard, wydany 4 marca 2022 roku.
Asgaard powstało w 1994 roku w Lewinie Brzeskim z inicjatywy Bartłomieja Kostrzewy. Zespół gra mieszankę Black Metalu, Doom Metalu oraz Gothic Metalu.
Omawiany dziś album – What If, zawiera 8 utworów plus dwa bonusowe utwory, dostępne tylko w formie digipacku.
Zerknijmy w teksty i zobaczmy o czym jest album o tak intrygującym tytule… „What if”. Co jeśli zerknę w teksty i podzielę się z Wami moimi wnioskami? Dowiedzmy się tego.
Zapraszam
Słowem o okładce:
Okładka jest kompana w barwach szarości. Wygląda, jakby ktoś wziął ołówek i pobazgrał rysunek, który chwilę wcześniej ukończył. Na pierwszy plan wychyla się czarna góra, na której stoi, patrząc w dół, jakiś człowiek. Niżej mamy niebieską czcionką napisanego wykonawca i tytuł albumu.
Mam wrażenie, że ów człowiek, stojąc na górze i patrząc w dół, zastanawia się what if… co jeśli skoczę?
Być może odpowiedź znajdzie się w tekstach? Zerknijmy zatem…
1. Sisyphus
W tym utworze na początku mamy coś na wzór intra do całego albumu. Jest ono delikatne, w pewny sposób oddziałuje na nasze zmysły (tak wiem, że w muzyce o to chodzi, jednak tutaj jest to wyrazistsze). Po chwili, jakby z dołu, wchodzi dźwięk gitary, która rozpoczyna pełnoprawnie pierwszy utwór. Od razu też wchodzi wokal.
Co do wokalu to jest on tutaj bardzo wykwintny. Z dużą ilością przeciągania sylab. I mega spokojny.
A o czym jest ten utwór, zatytułowany „Syzyf”?
Sądzę, że znany nam z toczenia głazu pod górę, który za każdym razem przy końcu wymyka się Syzyfowi z rąk, jest tutaj swoistą metaforą. Jedynie przykładem, by zobrazować nam, jak bardzo wiele rzeczy, nie tyle co nie ma sensu, co po prostu powtarzają się w kółko. Jesteśmy karmieni iluzorycznymi marzeniami, które i tak nigdy nie zaistnieją. Dajemy się omotać sztuczkami i obietnicami, które są tylko pustymi słowami. Nie niosą z sobą nic więcej. A najgorsze w tym jest to, że mimo że raz, drugi czy nawet trzeci, daliśmy się nabrać na to wszystko, i obiecamy sobie „Nigdy więcej się nie dam nabrać!” - to po czasie i tak damy się nabrać na to samo. Jak Syzyf, który ciągle wtacza ten nieszczęsny głaz…
Utwór możesz posłuchać tutaj: Sisyphus
2. Creeping Miss Lunacy
Drugi utwór zaczyna się równie spokojnie, jak pierwszy. Jednak tu gitary i cała ostrość wkraczają znacznie szybciej.
W utworze bohater widzi, jak się można domyślić, tytułową pannę Lunacy, która zachowuje się wręcz niedorzecznie (w oczach bohatera). Najpierw płacze, potem się śmieje, po chwili śpiewa i tańczy w deszczu. Dla bohatera utworu jest to dziwne zachowanie, gdyż owa panna okazuje jakieś uczucia, które w dzisiejszych czasach mogą być uznawane za słabość. Uznaje ją za szaloną, ponieważ nie goni ona za karierą, tylko celebruje każdą chwile. Cieszy się, płacze, śmieje, podczas gdy dla bohatera są to uczucia obce.
Utwór możesz posłuchać tutaj: Creeping Miss Lunacy
3. Sny na jawie
Ten utwór rozpoczynają cudowne dźwięki gitary i delikatny syntezator. Jest to pierwszy z dwóch, utwór po polsku, w dzisiaj omawianym albumie. Melodyjnie brzmi jak ballada, i to w genialnym klimacie.
Utwór w warstwie tekstowej jest wyniosły, bardzo poetycki (z resztą jak większość tekstów dzisiaj omawianych). Najchętniej uznałbym, że jest to tekst o naturze, jednak sądzę, że byłoby to zbyt prozaiczne. Można też uznać, że tekst w pewnym sensie nawiązuje to czasu. Mam też wrażenie, że klimat jest też trochę smutny. Jakby był to głos kogoś, kto niedawno stracił bliską osobę. W ten czy inny sposób...
Bardzo niejasny tekst, ale i zastanawiający tekst. Bez próby wniknięcia między linijki można uznać, że jest to utwór pozbawiony sensu, jeśli nie liczyć wspaniałej oprawy muzycznej. To jednak tylko powierzchowne i mijające się z prawdą wrażenie.
Utwór możesz posłuchać tutaj: Sny na jawie
4. Horizon upside down
Zapomnijmy o śnie na jawie, bowiem teraz horyzont obrócił się do góry nogami.
Utwór zdecydowanie żywszy i szybszy od snu, jednak dalej pozostaje w koncepcji całości. Pojawiła się tutaj wyraźniejsza perkusja z podwójną stopą.
Co niesie z sobą utwór o tak… niedorzecznym tytule? Horyzont do góry nogami?
Na pewno skłania do pomyślenia, zastanowienia się nad otaczającymi nas rzeczami czy sytuacjami. Wyobraź sobie, że jest takie miejsce, gdzie wszystko czeka na nadanie mu imienia, lub nazwy. Gdzie wszystko jest możliwe. Po chwili mamy, z pozoru bezsensowną linijkę, by spojrzeć na siebie a nie na określony cel. Tylko po co? Właśnie o to tu chodzi (jak sądzę). W utworze chodzi o to, że to miejsce jest w tobie! W każdym z nas jest takie miejsce, z którego wszystko się zaczyna. Gdzie te przykładowe lasy i góry nie zostały jeszcze pomalowane – zapewne chodzi tu o to, że sami kreujemy swój obraz i świat, w którym się toczy nasze życie. To, czy jesteś szczęśliwy czy nie, zależy tylko od ciebie. Od nikogo innego. Poza tym… nikt nie przeżyje twojego życia lepiej niż ty sam.
Pamiętajmy o tym, robiąc rzeczy, do których inni nas zmuszają…
Utwór możesz posłuchać tutaj: Horizon upside down
5. What if…
To chyba mój ulubiony utwór na tej płycie. Utwór, który zadaje jedno proste pytanie, którym burzy całe nasze podejście do życia. Tym pytaniem jest… „co jeśli?”
No właśnie. Co jeśli, byłbyś na tyle odważny, by zagadać do nieznajomej osoby? By żyć marzeniami? By wyprowadzić się z rodzinnego miasteczka?
Podszedłbyś do tej osoby? Zagadał? Poprosił o numer? A może dzięki temu spędziłbyś resztę życia z tą osobą? A jeśli udałoby się i spełniłbyś swoje najskrytsze marzenie? A jeśli po wyprowadzce udałoby ci się odnieść sukces? Gdybyś tylko był na tyle odważny, prawda?
Pamiętaj, że odwaga to nie powód do wstydu. Wręcz przeciwnie. A tkwienie ciągle w strefie komfortu nie uczyni, że marzenia same się spełnią. Gdzieś tam, gdzie możesz zacząć żyć od nowa, może trafić się coś, o czym nawet nie śniłeś w snach – nawet w tych na jawie.
Tekst tego utworu jest bardzo pozytywny i nastawiony na zasianie ziarenka w głowach każdego słuchacza. Spróbuj. Nic cię to nie kosztuje, a może jednak się uda. Lepiej ponieść porażkę próbując, niż żyć życiem w stagnacji.
„Forget about all the shame, pain and hopelessness. Remember we all are living to die. Make sure you don't give up on your dreams, do not regret anything(…)” (Zapomnij o całym wstydzie, bólu i beznadziei. Pamiętaj, że wszyscy żyjemy po to, by umrzeć. Upewnij się, że nie rezygnujesz ze swoich marzeń, niczego nie żałować) ten wers powinien brzmieć w sercach i umysłach każdego z nas. Żyjmy, nie egzystujmy. By na łożu śmierci móc z czystym sumieniem powiedzieć, nie okłamując samego siebie, podobało mi się to życie. Było tak, jak chciałem. I z uśmiechem na ustach zamknąć oczy…
Utwór możesz posłuchać tutaj: What if…
6. Blind man's buff
Utwór rozpoczyna się cudownie brzmiącymi klawiszami. Nadają one aurę tajemniczości z domieszką grozy już na samym początku. W tle słychać padający deszcz oraz bliżej nieokreślone rozmowy.
W tym utworze trochę nie pasuje mi wokal i jego melodia. Jest taki jakiś… Jest to chyba jedyny utwór na całej płycie, który nie podszedł mojemu uchu.
A o czym jest ten utwór?
Bohater utworu spotyka na swojej drodze niewidomą osobę, z którą wdaje się w dyskusję. Początkowo z troską zadaje pytania, co tu robisz?, dlaczego jesteś sam?, dlaczego wszyscy cię opuścili?. Niewidomy, jakby lekceważąc słowa bohatera zaczyna opowiadać rzeczy, które mogą być uznane za brednie. Mówi, że miał stanąć przeciw całemu światu i zmienić samą istotę rzeczy. Nie podaje żadnych szczegółów. Po chwili dodaje, że mimo to bohater poniósł porażkę.
Podmiot liryczny wkurza się na bezdomnego, mówiąc „Who the hell are you to judge me, stranger?(…)” (Kim do cholery jesteś, żeby mnie osądzać, nieznajomy?). W pewnym momencie bohater dostrzega, że niewidomy nosi maskę. Na zwrócenie mu uwagi, niewidomy odrzeka: „Blind man knows much about Gods(…)” (ślepiec wie dużo o bogach).
Czyżby sugerowało to, że bohaterami tego utworu jest ślepiec i jakiś bóg? Ciężko jednoznacznie to potwierdzić, jednak jak tylko trafi się okazja, by zapytać o to twórcę tekstu – na pewno to zrobię. Póki co chodźmy do kolejnego utworu…
Utwór możesz posłuchać tutaj: Blind man's buff
7. W sercu nieświata
Utwór zaczyna się bardzo podobnie co Blind man’s buff, jednak w towarzystwie klawiszy mamy tu też gitarę. Elektryk i pozostałe instrumenty wchodzą dużo szybciej, niż w poprzednim utworze i od razu zaczyna się melodyjny motyw przewodni.
Wokal jest tu zdecydowanie lepszy, dla mojego ucha. Zdecydowanie, moim faworytem na tej płycie są utwory w języku polskim. Mają w sobie to coś. Tę głębie.
Sam tekst jest ubrany w tak zawiłą metaforę, że ciężko jest mi coś sensownego znaleźć.
Można odnieść wrażenie, że bohater, nie mogąc zasnąć, wybrał się na nocny spacer po swojej okolicy. Żeby zaczerpnąć świeżego oddechu? Spacerując rozgląda się dookoła i chłonie wszechobecną ciszę, której tak dawno nie spotkał na swojej drodze. Być może z powodu natłoku różnych myśli, które nienazwane kłębią się w jego głowie.
Podoba mi się tutaj zdanie „w sercu nieświata, pomiędzy światami(…)” - i za każdym razem, kiedy słucham tego utwory zastanawiam się, czego alegorią może by ta linijka? Czy jest to metafora świata realnego i tego wykreowanego w umyśle?
Im dalej w las, tym więcej pytań pozostawia ten tekst…
Może wydać się to głupie, ale czy wspomniana ulica Piękna, jest tylko jakimś symbolem, czy umyślnie wstawioną tu nazwą konkretnej ulicy w konkretnym mieście? Pomijając całą metaforę tekstu i tego, o czym jest, to właśnie ta ulicy mnie intryguje…
Utwór możesz posłuchać tutaj: W sercu nieświata
8. Not ever again!
Ostatni utwór (pomijając bonus tracki). Jest bardzo niecodzienny. Zaczyna się balansującą po głośnikach elektroniką. Nie ukrywam, ale brzmi naprawdę sympatycznie. Gdybym tylko potrafił lepiej w muzykę elektroniczną, od razu wziąłbym ten utwór na warsztat i pobawił się nieco tymi samplami…
Poza czystym wokalem, mamy tu też wokal lekko zmodyfikowany. Chwilami brzmi trochę, jakby Till z Rammstein udzielał się wokalnie w tym utworze. Miejscami brzmi też nieco demonicznie. We fragmencie: „Yes, you pulled the knife and kept on stabbing her over and over and over and over again(…)” (Tak, wyciągnąłeś nóż i dźgałeś ją w kółko i w kółko), to over and over and over, brzmi jak „abra kadabra”. Chyba, że tylko ja mam takie wrażenie?
A jak już jesteśmy przy tekście. O czym jest ten utwór?
W tekście bohater oskarża kogoś, że nie tego się spodziewał; Kiedy wychodząc na spacer, ten oskarżony, pewnym momencie spotka na swojej drodze jakąś kobietę, którą zadźgał nożem.
Można by powiedzieć, że miejscem akcji utworu jest areszt, w którym adwokat [bohater] rozmawia z wspomnianym oskarżonym? Świadczyć może o tym ta linijka: „Coming clean after they caught you red-handed really doesn't mean that much(…)” (Przyznanie się do winy po tym, jak złapali cię na gorącym uczynku, naprawdę niewiele znaczy).
Ostatni fragment utworu mówi o tym, że morderca został oskarżony i bohater ma nadzieje, że już nigdy więcej go nie zobaczy.
Nawiasem pytając, czy historia zawarta w tym utworze nie łączy się w jakimś stopniu z poprzednim?
Utwór możesz posłuchać tutaj: Not ever again!
Bonus tracki:
9. Sny na jawie (radio cut)
10. W sercu nieświata (radio cut)
Tych dwóch utworów nie ma co omawiać, ponieważ są to te same utwory, tylko w wersji radiowej. Przejdźmy zatem do podsumowania.
Podsmowanie:
„What if…” to moje pierwsze spotkanie z twórczością zespołu Asgaard i przyznaje – żałuje, że dopiero teraz poznałem ten zespół. Brzmienie jest tutaj genialne. Klimat mroczny, gotycki – takie lubię i cenię.
Dostrzegam tutaj spore podobieństwo do portuglaskiego Moonspell, co dla mnie też jest wielkim plusem. Elementy elektroniki – sprytnie wplecione w klimat, który tylko nabrała dzięki temu barwy.
Mogę się chyba jedynie przyczepić do utworu Blind man's buff, który strasznie mi nie siadł stylistycznie. Za to ogromnym plusem są utworu w języku polskim. Metafora i alegorie są tutaj czymś co zabiera mi sen z powiek. A teksty jeszcze długo kotłują się w myślach.
Tytułowy utwór – What if – daje sporo do myślenia i zwraca uwagę na rzeczy nierzadko oczywiste, a które zwykle lekceważymy; by pod osłoną nocy wracać do nich myślami… „co gdyby zaryzykować?” Zaryzykuj! Przekonaj się. Lepiej coś zrobić i żałować, niż nie zrobić i pluć sobie całe życie, że się nie spróbowało…
Tym jakże kołczingowym akcentem kończę dzisiejszą recenzję. Widzimy i słyszymy się już wkrótce.
Ave.!
PS.: Jak ktoś jeszcze nie słyszał albumu „What if…” to polecam z czystym sumieniem ;)
Do następnego.!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz