niedziela, 6 sierpnia 2023

Recenzja: Metallica - 72 Seasons

Metallica – 72 Seasons 
(14.04.2023)


72 Seasons – dwunasty studyjny album Metallici, który swoją premierę miał 14 kwietnia 2023 roku, nakładem wytwórni Blackened Recordings


Krążek zawiera 12 autorskich kompozycji, które trwają ponad 77 minut. Premierę albumu poprzedziły cztery single: Lux Æterna (28.11.22), Screaming Suicide (19.01.23), If Darkness Had a Son (1.03.23), 72 Seasons (30.03.23). 

Chwilę po premierze albumu spotkałem się ze sporą falą hejtu zarówno na sam krążek, ale i na zespół. Nie chcę tu bronić kapeli, chcę sam spojrzeć na tę pozycję i przekonać się na własnej skórze i uszach, skąd ten hejt? Przekonajmy się i zerknijmy przy okazji w teksty.

Zapraszam 

Do tej pory Metallica wydała, jak wspomniałem na początku, dwanaście albumów. Znamy je doskonale, część szanujemy, część nieznosimy, jednak wszystkie posiadamy w swoich kolekcjach. Te albumy to: 

Kill ’Em All (1983)
Ride the Lightning (1984)
Master of Puppets (1986)
…And Justice for All (1988)
Metallica (1991)
Load (1996)
Reload (1997)
Garage, Inc.(1998)
St. Anger (2003)
Death Magnetic (2008)
Hardwired...To Self-Destruct (2016)
72 Seasons (2023)








Słów kilka o okładce:

To co charakteryzuje okładkę 72 Seasons to żółty kolor tła. Czarna literka M, jako logo oraz wiece przeróżnych przedmiotów spalonych do czarnego na pierwszym planie. Poza kolorem, co się rzuca w oczy to łóżeczko dziecięce, oczywiście spalone z wyłamanymi sztachetami. Mamy tu również (spalone) hantle, roztrzaskaną gitarę, jakieś krzesło, rowerek dziecięcy, misie, słuchawki i multum innych przedmiotów. Czy ma to nawiązywać do młodzieńczych lat twórców? Jakie było założenie takiego tematu okładki? Może gdzieś w odmętach internetu jest odpowiedź. Może z czasem się dowiemy, a może wręcz przeciwnie? 

Czas wrzucić płytę na głośniki i spojrzeć uchem na to, co stworzyli Panowie z Metallici w 2023 roku… 


1. 72 Seasons

Początek utworu brzmi jak intro do całej płyty. Jest talerz, jeśli dobrze kojarzę, to hi hat (mniejsza o pisownie) z towarzyszącą gitarą tworzącą tło. Po chwili dołącza druga gitara, która już gra motyw przewodni. Po tym swoistym intrze zaczyna się właściwy moment utworu. Oczywiście riffy gitarowe są ostre i szybkie. Perkusja również nie pozostaje w tyle. Po dość długim motywie instrumentalnym mamy wokal. Głos Jamesa niezmiennie taki sam. 
Dalej mamy chwile przerwy od wokalu, gdzie ponownie mamy zagrany motyw główny utworu. Po tym ponownie James i solówka. Bardzo dużo jest tu riffów, słuchać, że chłopaki dobrze bawili się z gitarami. 

Natomiast, co do tekstu… 
W tekście jest dużo o gniewie człowieka, prowokowaniu do oddania strzału, czy do przemijającego czasu. Pojawia się również fragment z narkotykami, ale nie są one tu zażywane, lecz wręcz przeciwnie. Są odpychane. 
Mam trochę wrażenie, jakby był to utwór nawiązujący do całej historii zespołu. O wzlotach i upadkach, o tych chwilach przyjemnych oraz tych, o których chłopaki woleliby nie pamiętać. 

Utwór możesz posłuchać tutaj: 72 Seasons 



2. Shadows Follow

Drugi utwór zaczyna się bardzo podobnie co pierwszy – perkusją i obiema gitarami. Jednak tu mamy od razu ostrzejszą perkusję. Wstęp jest dosyć długi, co może sprawiać wrażenie wieczności. 

Całość tekstu jest poświęcona tytułowym cienią, które podążają za bohaterem. Nie ważne, jak szybko by pędził przed siebie, nie ważne, gdzie by się ukrył, te cienie i tak go znajdą. Zachowują się jak wilk, który poluje na zdobycz. Można to zinterpretować jako błędy młodości, które raz popełnione, będą z tobą już do końca. Można te cienie uznać jako coś fizycznego; kogoś, kto będzie cie śledził i szedł za tobą krok w krok. Tylko po co? By chronić bohatera, czy próbować go skrzywdzić? 

Być może jest coś, czego bohater żałuje, że zrobił w przeszłości, lub decyzja jaką podjął, teraz zaczęła się odzywać i gnębić go koszmarami. Czy mam to rozumieć w myśl zasady – lepiej coś zrobić i żałować niż nie zrobić i żałować bardziej? Co mogłoby to być? 

Utwór możesz posłuchać tutaj: Shadow Follow


3. Screaming Suicide

Gdzieś obiło mi się o uszy, że ten utwór poświęcony jest samobójstwu. 
Może nie tyle co o samym stricte samobójstwie jest tutaj tekst, co o tym, by się nie poddawać. W końcu skoro już tu jesteś to żyj, działaj, rób coś… Każdy ma chwile słabości. Jednak nie po to się pojawia byś miał się załamać, popaść w depresję i koniec końców wezwał imię tej paskudy. Samobójstwo nie jest rozwiązaniem. 

Jak słyszymy w tekście, kiedy już ten negatywny stan cię dopadnie, to usiądź gdzieś w odosobnieniu i zawalcz z nim. Spójrz w lustro i powiedz sam do siebie, że „Jesteś wystarczająco dobry”. 
Sądzę, że depresja, stany lękowe czy właśnie samobójstwo pojawiły się równocześnie z tym całym wyścigiem szczurów. Bo trzeba mieć więcej niż tamten. Większy dom, szybszy samochód, piękniejszą partnerkę/przystojniejszego partnera. Mam być zawsze najlepszy! Albo numer #1 albo wcale. I przez to pojawiają się problemy z psychiką. 
Przecież drugie miejsce nie jest wcale takie złe. W słoneczny dzień ktoś przynajmniej rzuca ci cień i nie nabawisz się poparzeń ^_^ 
A skoro mam wybór czy wole materialne dobra kosztem zdrowia, to ja jednak wole nie posiadać tych kilku rzeczy, ale cieszyć się zdrowiem i marzeniami. Bo mając wszystko, dosłownie WSZYSTKO, po co mi marzenia? 

Utwór możesz posłuchać tutaj: Screaming Suicide



4. Sleepwalk My Life Away

W tym utworze motyw gitarowy przypomina mi ten z One. Oczywiście zmodyfikowany i wzbogacony o inne dodatki, ale ja tu słyszę One. Fajny ukłon do wcześniejszej twórczości zespołu. Myślę, że mógłby się spodobać ten utwór, aczkolwiek mam nieodparte wrażenie, że te utwory były tworzone na bardzo podobnej zasadzie. Zaczynają się podobnie, mają nieco zbyt długie wstępy i trwają, o rany, zdecydowanie za długo… Nawet mimo ciekawych riffów, czy perkusji, basu. 

Co do tekstu… mam wrażenie, że bohater słodko sobie śpi i śni mu się, że żyje. Coś jak incepcja. Żyje we własnym śnie. Tym bohaterem, według tekstu, jesteśmy my wszyscy. Żyjemy w świecie, który nie jest tym, czym się wydaje. Jest czymś więcej? Czymś innym? Czym zatem? 
Może jest to też nawiązanie do Matrixa? 

Utwór możesz posłuchać tutaj: Sleepwalk My Life Away


5. You Must Burn!

Przydługawy wstęp, który znowu brzmi bardzo podobnie, jak poprzednie. Klimat utworu dosyć powolny, ciężki i, w pewnym sensie, surowy. 

Co do tekstu to mam dwojakie wrażenie. 
Po pierwsze dostrzegam tu, by za pomocą ognia spalić wszystkie nieszczęścia z przeszłości, pozamykać stare życiowe rozdziały i zacząć żyć na nowo, od czystej kartki. Nie patrzeć na to, co było, by nie zamgliło to wzroku przed tym, co może nadejść. Przed czymś nowym (lepszym?). 
Po drugie, mam wrażenie zgoła przeciwne. Jeśli pochowasz w popiele przeszłość, ona zdarzy się ponownie. W ten czy w inny sposób historia zatoczy koło. 
Ciężko jest jednoznacznie określić, która opcja wychodzi lepiej. Z jednej strony przez to co było kiedyś ciężko ruszyć do przodu, z tak naładowanym bagażem niechcianych doświadczeń. Z drugiej zaś, dzięki temu bagażowi coś tam o życiu już wiemy. Jest ta świadomość gdzie lepiej nie zaglądać i gdzie zajrzeć na dłużej. 
A wy co sądzicie? Dajcie znać w komentarzach, która opcja jest wam bliższa… 

Utwór możesz posłuchać tutaj: You Must Burn!


6. Lux Æterna (łac. światłość wiekuista, w przenośni życie wieczne, zbawienie)

Kiedy ten utwór wyszedł – 28 listopada 2022 – już wtedy wiedziałem, że będzie to mój ulubiony utwór na płycie. Przynajmniej brzmieniowo, bo perkusja jest tu świetna. A czy również i tekstowo, to się zaraz przekonamy. 
Utwór ma ostre riffy, piekielnie szybką perkusje i nie dłuży się jak poprzednie. Przywodzi mi na myśl stare płyty Metallici. Te początkowe, kiedy to ostry i szybki Thrash były na porządku dziennym. 
I kolejny plus dla tego utworu – jego długość mieści się w granicach rozsądku. 

Sprawdźmy tekst, czy po zapoznaniu się z nim, nadal będzie mi się tak podobać ten utwór? 
Uogólniając, mam wrażenie, że tekst jest o tym, by żyć pełnią życia. Nie bacząc na nic, nie patrząc na nikogo. Żyć pełnią SWOJEGO życia, tylko dla siebie. Na pełnym gazie, albo wcale. 
Czyli… po zapoznaniu się z tekstem, mogę w pełni świadomie powiedzieć, że jest to mój ulubiony utwór na tej płycie. Zobaczmy co dalej nas czeka… 

Utwór możesz posłuchać tutaj: Lux Æterna 



7. Crown of Barbed Wire

Następny przydługawy wstęp. Jednak w tym utworze przyjemny dla ucha jest riff główny. Dobrze się go słucha. Perkusja jest tutaj monotonna, sprawia wrażenie jednostajnej, bez efektu wow. Po prostu jest. Mimo, że utwór trwa prawie 6 minut, to ma się wrażenie, że jest krótszy. Jeśli chodzi o solówkę to moim skromnym zdaniem nie ma szału i staniki nie latają. Muzycznie jest to utwór jak najbardziej poprawny, bez wirtuozji. 

Utwór możesz posłuchać tutaj: Crown of Barbed Wire


8. Chasing Light

Pozwólcie, że pominę przydługawe wstępy, bo brakuje mi już synonimów ;) A z tego co zdążyłem zauważyć, każdy utwór ma co najmniej jednominutowy wstęp. Zaczynam też dochodzić do wniosku, że to jest znak rozpoznawczy tego albumu. Po prostu zerknijmy w tekst, bo ten aspekt najbardziej mnie interesuje – co w trawie piszczy? 

W tekście występuje mały chłopiec, który zagubił się gdzieś na niegodziwych ulicach. Zboczył z właściwej ścieżki i wkroczył gdzieś, gdzie nie powinno go być. Podmiot utworu próbuje zrobić co się da, żeby tego chłopca ocalić przez pewną zgubą w ciemnościach. Twierdzi, że chłopcu brakuje miłości [i akceptacji]. Skoro najbliżsi go nie akceptują i nie próbują zrozumieć, pójdzie gdzieś, gdzie to znajdzie. Nawet za cenę własnego życia. 
Można by zatem uznać, że utwór mówi o tym, żeby nikogo nie skreślać. Tym chłopcem może być każdy. Jeśli najbliżsi mnie nie zaakceptują takim jakim jestem, udam się gdzieś, gdzie ktoś inny mnie zaakceptuje. Nawet jeśli wkroczę na złą ścieżkę. Czasem nie warto oceniać, tylko akceptować i kochać… 

Utwór możesz posłuchać tutaj: Chasing Light



9. If Darkness Had a Son

Perkusja już na samym początku robi niezłą robotę. Mam wrażenie, że gitara w tym wstępie jest jedynie dodatkiem. Przyznam, że mógłby to być kolejny utwór na tej płcie, który wpadłby w mój gust, gdyby nie ta długość. Bo choć melodia jest monotonna, bez nagłych zrywów, czy innych efektów, jest dobrze. A nawet bardzo przyjemnie. Na chwilę trafiło mi się odpłynąć, słuchając tego utworu, więc być może z czasem przekonam się do tej pozycji. 

Utwór możesz posłuchać tutaj: If Darkness Had a Son


10. Too Far Gone?

Mam wrażenie, że słucham jeszcze raz tego samego utworu. Mimo, że riff i melodia jest inna, to jest to ten sam utwór, co 8 pozycji wcześniej (nie licząc Lux Æterna). Powoli zaczyna mi brakować słów, by opisać tę bliskobrzmiącą melodię i niemal ten sam układ utworu. Dobrze, że chociaż każdy utwór ma tekst o czymś innym, bo pisząc tę recenzję mógłbym usnąć ;) 
Choć jest jeden plus dla tego utworu. Pewnie domyślacie się już jaki – długość. Jest odpowiednia, a wręcz świetna. Można się nasycić do odpowiedniego poziomu, bez odruchu zmęczenia.

A skoro przy tekście już jesteśmy… 
W tekście bohater pyta, czy zaszedł za daleko? Nie jest jednak powiedziane w jakiej kwestii mógłby zajść za daleko i tu pojawia się miejsce na domysły. Jednak skoro nie chce by pozostawiono go samego, można się domyślić, że zaszedł za daleko w czym mało przyjemnym. Przez co obawia się teraz o własne życie, czy zdoła się ocalić przed nieuchronnym. 
Pod koniec utworu bohater przyznaje, ze jednak nie zaszedł aż tak daleko, by nie móc się ocalić. Skoro potrafi przetrwać dzień, przetrwa i dłużej. 
Czytając tekst i słuchając utworu, mam wrażenie, że utwór mówi o czymś na wzór depresji – czy uda mi się przetrwać, czy już nie dam rady dalej? A jednak, udało się przeżyć jeden dzień, uda się przeżyć i drugi… i tak dalej aż do pełnego wyleczenia. 

Utwór możesz posłuchać tutaj: Too Far Gone?



11. Room of Mirrors

Przedostatni utwór też nie jest zbyt długi. Jest to czas do przyjęcia, jak dla mnie. Jest też żywszy i dostrzegam w nim to coś. Solówka jest zdecydowanie ciekawsza i łepetyna sama zaczyna się bujać. A i motyw zostaje w pamięci na dłużej. Tak, w tym utworze coś zaczyna się dziać – na pewno muzycznie. Zerknijmy w tekst, czy tu również jest ciekawie? 

W tekście bohater znalazł się w tytułowym pokoju luster. Nie jest to jednak tego typu pokój co w wesołych miasteczkach, gdzie jedno lustro pokazuje cię wysokiego, niskiego, grubego czy chudego – zniekształconego, lecz te lustra pokazują co skrywasz w sobie. Pod tą cielesną powłoką. Owe lustra obdzierają cię z ciała i pokazują skrywany ból, rozterki czy strach. Sądzę, że te zwierciadła mogą pokazać też to, czego się tak naprawdę obawiasz w życiu. Można więc uznać, że po wejściu do takiego pokoju poznasz siebie na wylot. 
Dalej pada pytanie bohatera, czy widząc to wszystko dalej byś krytykował czy może jednak spróbujesz go zrozumieć, dlaczego zachowuje się i żyje w ten a nie w inny sposób? 
Moim zdaniem tekst mówi wprost o czym, że człowiek ocenia drugiego człowieka po „okładce”. Nie stara się zrozumieć, nie zagłębia się w to, dlaczego ta druga osoba jest taka a nie inna. Każdy z nas kroczy inną ścieżką, ma inne bolączki życiowe, zmartwienia i zadania. A to, że ktoś nas ocenia nierzadko nie pomaga – lecz wręcz przeciwnie. 
Jak wspomniałem na początku – tym czymś, co zawiera ten utwór jest przesłanie, które proponuje, by przestać oceniać innych ludzi przez swój własny pryzmat. Każdy jest inny, wyjątkowy… na swój odmienny styl. 

Utwór możesz posłuchać tutaj: Room of Mirrors



12. Inamorata

Kiedy pierwszy raz zobaczyłem czas ostatniego utworu, pomyślałem, czy komuś się przecinki nie pomyliły?! Jestem w stanie znieść takie czasy utworów, jednak bardziej w Doom’ie, czy innych mega powolnych nurtach. W Thrashu, jak sądzę, powinno być krócej i zdecydowanie szybciej. Choć mogę się mylić… poprawcie w komentarzach ;) 

Utwór możesz posłuchać tutaj: Inamorata


Podsumowanie: 

Wspomniałem o tym przy niemal każdy utworze – są zbyt długie. I te czasy, w moich oczach i uszach są na spory minus. Wyjątkiem jest Lux Æterna i Too Far Gone?. Bardzo długie motywy gitarowe mogą być dwojakie… dla mnie są nieco przydługawe, jednak dla gitarowych wyjadaczy mogą okazać się świetnym materiałem do ćwiczeń. 
Spotkałem się też gdzieś z opinią, którą pozwolę sobie poprzeć, że z materiału na tym albumie można by złożyć kilka zdecydowanie lepszych. Nie uważam jednak, że 72 Seasons to album tragiczny, czy zły (choć i takie opinie mi się obiły o oczy). Uważam, że jest to album zdecydowanie zbyt monotonny i, z drobnymi wyjątkami, utwory jeden po drugim pisane były na to samo kopyto. Byle zapełnić miejsce na półce. Czy tak było w istocie? Trudno powiedzieć… 
Będzie to chyba pozycja, do której naprawdę długo nie wrócę. O ile, tu ciekawostka, do albumu Darzamat czy Faust wracam dość często ze względu na różnorodność w utworach, to dzisiaj omawiana płyta nasyciła mnie na długi czas twórczością Metallici. 
Owszem nie zamierzam odbierać artystom tego czego dokonali dla świata i dla Metalu, to jednak mam wrażenie, że 72 Seasons powstało trochę na siłę. 
Słowem końca, jest to album, który albo pokochasz albo znienawidzisz. Czy polecam tę pozycję? Z perspektywy mojego ucha nie do końca, choć niech każdy przekona się na własnej skórze… 
Na dziś to byłoby wszystko, co mam do powiedzenia o najnowszym albumie ikony światowego Metalu. Niebawem pojawią się kolejne recenzję. 

A tymczasem
Dziękuję za uwagę i do następnego
Ave.! 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zobacz także...

Recenzja: Virya – From the Ashes [EP 2024]

Virya – From the Ashes (14.11.2024) From the Ashes to debiutancka , czteroutworowa EP’ka wrocławskiej grupy Virya . EP’ka ujrzała światło dz...

A to widziałeś..?