Tortured Corpse – Burial Mounds
(3.03.2024)
Tortured Corpse to polska grupa, grająca Oldschool Gore Death Metal. Na początku 2024 roku wydali EP’kę zatytułowaną Burial Mounds – zawierającą cztery utwory (w tym jeden cover).
Płyta to zaledwie 15 minut ostrej deathmetalowej sieczki, gdzie teksty oscylują wokół… no właśnie, wokół czego? Wrzućmy płytę na głośniki i przekonajmy się o czym jest najnowsza EP’ka od ekipy Tortured Corpse?
Zapraszam
Tortured Corpse tworzą:
Greg -Guitars
Artur -Bass
Necro -drums
Agressor -Growling
Słowem o okładce:
Okładka jest bardzo stonowana kolorystycznie. Mamy tu przewagę czerni, choć jest też sporo odcieni purpurowego oraz drobne akcenty białego koloru. Sama okładka przedstawia osiem zakapturzonych postaci z dziwnymi nienaturalnymi maskami na twarzach (lub to są ich twarze). Zebrani są, najprawdopodobniej w jakimś lesie. W jakim celu? Jeszcze nie wiadomo… Poza tym na okładce, w dolnej części widzimy tytuł EP’ki. Natomiast, co dla mnie ciekawe, brak nazwy zespołu lub chociaż logo. Ciekawy i zastanawiający zabieg. Być może będzie okazja zapytać o ten fakt i o inne ciekawostki… A teraz czas na pierwsze dźwięki EP’ki…
1. Lord of the Worms
Utwór, jak i całą EP’kę otwierają dźwięki latającej muchy oraz wymiotowania. Po chwili jednak następuje nagła zmiana i od razu wchodzą instrumenty wraz z wokalem. Klimat jest ciężki, jednostajny a wokal niski i gardłowy. Choć można dosłuchać się tutaj całkiem przyjemnej melodii. Co do muzyki to brzmi, jak klasyczny Death Metal ze sporą dozą Gore’u. Sami muzycy opisują swoją muzykę jako Oldschool Gore Death Metal – i to słychać w pierwszym utworze.
Nie byłbym sobą, gdybym nie zwrócił szczególnej uwagi na tekst… bo muzyka jak brzmi – każdy słyszy. Zatem… o czym jest tekst Lord of the Worms?
Moim zdaniem bohaterem utworu jest trup, który zakopany w swoim grobie stał się pożywką i miejscem rozrodu dla wszelkiej maści robactwa, żywiącego się martwym ciałem. Mam też wrażenie, że pod warstwą na pozór obrzydliwą, jaką jest opis zjadanego przez robaki ludzkiego ciała kryje się drugie – piękniejsze dno. Tą drugą stroną martwego medalu są rodzące się nowe stworzenia (nie ważne, że obrzydliwe). Kiedy jedna istota umiera, oddaje swoje ciało jako pożywienie dla innych, które mogą dalej żyć. Przy okazji rozmnażać się i przedłużać swój gatunek. Moim zdaniem to jest piękne w tej otoczce zgnilizny.
Utwór możesz posłuchać tutaj: Lord of the Worms
2. Burial Mounds*
Drugi utwór zaczyna się dźwiękami wyciągniętymi rodem z lat 80tych. Przesterowane gitary do granic możliwości, ledwo słyszalna perkusja i amatorsko ustawiony mikrofon. Ciągłe sprzężenia, które mogą irytować i przyprawiać o ból głowy. Dziś nagranie nie do przyjęcia zarówno przez muzyków jak i fanów. A jednak utwór w takim stylu pojawił się na EP’ce! Może jest to swoisty hołd tamtym czasom i dlatego ten utwór utrzymuje taki klimat? A może po prostu ekipa Tortured Corpse taką obrali wizję na ten utwór? Jak uda się z nimi spotkać – na pewno o to zapytam ;)
Nie zrozumcie mnie źle – to, że napisałem paskudnie o tym utworze nie oznacza, że mnie nie złapał za ucho! - takie krótkie sprostowanie.
Natomiast co do tekstu… w pewnym sensie nawiązuje on do poprzedniego utworu, z tą jednak różnicą, ze tutaj bohater świadomie (chyba) udaje się na cmentarz z zamiarem odebrania sobie życia. Jest też świadom tego, że jego martwe truchło zasili robaczą kolonię, która naje się do syta i, ponownie, pojawi się kolejne ich pokolenie; o czym świadczy fragment: „My sacrifice will create a new life(…)” (Moja ofiara stworzy nowe życie). Kolejny więc raz mamy pokazane, że śmierć wcale nie musi oznaczać końca – jest początkiem.
O czym jeszcze warto wspomnieć to tytuł utworu - Burial Mounds, czyli Kurhan. To nic innego, jak rodzaj mogiły, grobowca, który występował w formie kopca. Składał się głównie z ziemi, ale posiadał też elementy drewniane, drewniano-kamienne albo kamienne. W środku znajdowała się komora grobowa z pochówkiem szkieletowym lub ciałopalnym. Jak podaje wikipedia Kurhany występowały na terenach Europy, Azji i Ameryki w epoce neolitu i żelaza, natomiast w okresie rzymskim i wczesnośredniowiecznym – rzadziej.
Utwór możesz posłuchać tutaj: Burial Mounds
3. Hellbound
Utwór otwiera perkusja oraz wrzask wokalisty, po których od razu rozpoczyna się utwór. Utwór bez jakichś wyróżniających zmian brzmieniowych czy wokalnych. Całość świetnie osadzona w konwencji albumu oraz klimacie. Choć, moim zdaniem, więcej tu Death Metalu niż Oldschool’owego Gore’u. Jest ciężko i obrzydliwie i to mi się podoba w tym utworze.
A co w tekście piszczy?
Mam wrażenie, że inspiracją do tego utworu był film Hellraiser: Wysłannik piekieł II. Dlaczego? O tym świadczy sam początek tekstu: „This is Channard Institute Psychatric Hospital(…)” (To jest Instytut Channarda Szpital Psychiatryczny). Channard to postać z filmu. W tekście wspomniani są też Cenobici, czyli ponownie postacie z serii filmów. Utwór jest więc inspiracją lub hołdem dla serii filmów Hellraiser – cóż tu więcej pisać ;)
Dodam tylko, że po tak soczystej uczcie, jaką zaserwował mi Tortured Corpse, nabrałem apetytu na seans Hellraiser’a… Chodźmy do ostatniego utworu na EP’ce…
Utwór możesz posłuchać tutaj: Hellbound
4. Boneyard (Impetigo cover)
Ostatni utwór na EP’ce jest coverem utworu Boneyard, autorstwa amerykańskiej grupy Impetigo (grają Death Metal, Goregrind, Grindcore). Utwór oryginalnie pochodzi z drugiego albumu Impetigo, zatytułowanego Horror of the Zombies (1992) i zajmuje pierwszą pozycje na płycie.
Utwór w wykonaniu Tortured Corpse jest odświeżony, nieco poprawiony i „wyraźniejszy”.
Podsumowanie:
Przyznaje, że lubię od czasu do czasu wrzucić na głośniki coś mocnego i ciężkiego, jak Grindcore. Moje początki w świecie Metalu również usłane są grindowymi dźwiękami. To też z przyjemnością sięgnąłem po tę pozycję, by ją zrecenzować. I tu przyznaję bez bicia – nie zawiodłem się! Przynajmniej pod kątem muzyki i wokalu. Szkoda tylko, że jest to EP’ka i zawiera zaledwie 4 utwory.
Nie mniej jednak EP’ka zawiera wszystko to, co miłośnik Death Metalu i Grind’a ceni. Jest ciężko, jest krwawo i wszędzie widzimy trupy. Moim zdaniem jest to pozycja warta zatrzymania się i zwrócenia na nią uwagę.
Tym pozytywnym acz trupim akcentem dziękuję za dzisiejszą obecność. Widzimy się już niebawem… a tymczasem
Do następnego
Ave.!
Poznałem jego historię dopiero po napisaniu tej recenzji. Zaznajomiłem się z tematyką i żałuję, że nie poznałem jej wcześniej. Pomijając ten szczególnie istotny fakt - muzyka jest spoko ;) Przynajmniej dla mojego ucha...
OdpowiedzUsuń