środa, 30 września 2020

Recenzja: Moyra – ReGenesis (2020)

 Moyra – ReGenesis
(2020)

Nadszedł czas, by obudzić w sobie potęgę!



Swój egzemplarz Epki przytuliłem w chorzowskiej Leśniczówce, podczas trwającej trasy „Storm of Fate”. Przyznam się też, że wtedy po raz pierwszy spotkałem się z muzyką Moyry. Co prawda tuż przed koncertem posłuchałem chyba raz czy dwa pojedyncze utwory zespołów, żeby mieć jako taką świadomość co będzie grane. Choć i tak zostawiłem sobie szerokie pole do niespodzianki. Chciałem dać się zaskoczyć. I nie żałuję…




Następne dwa tygodnie tłukłem w kółko album ReGenesis na głośnikach. Za każdym razem, kiedy ostatni utwór „Circus Madness” dobiegał końca w mojej głowie dało się usłyszeć „Już!? :( Dawaj jeszcze raz!!!”.

Ale zacznijmy od początku, bo jest o czym pisać…


ReGenesis to druga Epka Moyry, wydana na początku roku 2020. Na krążku znajdziemy zaledwie cztery utwory – plus intro. Całość trwa niewiele ponad 17 minut…




Ready! Ain and Fire! (w kogo? Byle nie we mnie… ;) )


Zaraz po intro z głośników wyrywa się ostry, jak brzytwa pazur. Kawałek jest dopieszczony niemal w każdej sekundzie. Nie brakuje w nim niczego. Jest techniczny, jest w nim melodia i deathmetalowe brzmienie. A tą przysłowiową wisienką na torcie jest oczywiście wokal Margo. Przez cały utwór z głośników wyrywa się ostry wręcz, jak brzytwa, wokalny pazur liderki, który atakując nas growlem, powoduje, że krew zaczyna szybciej krążyć. A za chwilę kołysze nasze uszy melodyjnymi wstawkami czystego wokalu. Tylko po to, by za chwile znów pokazać pazura. Ready! Aim and Fire!, strzelam, tylko w kogo? ;)

Utwór znajdziesz tutaj: Ready! Aim and Fire!


Wake the Power


Zaraz po rozkazie Margo, by strzelać przychodzi czas na kolejny mocny kawałek. Tym razem mamy do czynienia z melodyjnymi partiami wokalnymi, które wcale nie odbierają ostrości temu pazurowi. Obudź w sobie moc i do dzieła – tak odebrałbym ten utwór. Dostaniesz kopa od Moyry jeśli nie ruszysz się z miejsca i nie obudzisz w sobie potęgi. Znalazło się tutaj też miejsce, by chwilę zwolnić i pozwolić wybrzmieć słowom. Jednak po chwili znowu jesteśmy namawiani do ruszenia tyłka. Co zrobisz? Ruszysz z miejsca, czy pozwolisz, żeby Twoja potęga zwiędła jak niepodlewany kwiat? Decyzja należy tylko do Ciebie…

Utwór znajdziesz tutaj: Wake the Power


Losing my Sanity


Ja nie zwalniam, tylko ruszam do kolejnego numeru, za namową Margo – nie chce mieć skopanego odwłoku ;) Od pierwszych sekund trwania tego utworu moje uszy toną w szybkich i elektryzujących gitarowych riffach. Kawałek jest nieskazitelny. Chyba mój ulubiony z tej płyty. Tracę zdrowie psychiczne, bo ten kawałek jest tak wciągający, że mogę do słuchać całymi dniami – co jest w zasadzie prawdą ;) wokal Margo przypomina mi głos kogoś na wzór jakby obłąkanego. Kogoś kto zrzucił łańcuchy, przejrzał na oczy i stracił tytułowe zdrowie psychiczne, widząc, co dzieje się wokół niego. W końcówce utworu gitara dostaje jakby szału, w szaleńczej pogoni po oświecenie...

Utwór znajdziesz tutaj: Losing my Sanity


Circus Madness


Ostatni utwór otwiera złowrogo brzmiąca pozytywka. Jak z jakiegoś dobrego horroru. Jednak już po chwili do głosu dochodzą wszystkie instrumenty. A po chwili słychać i wokal Margo. Tym razem jest on zróżnicowany. Raz wręcz szaleńczy (jak głosi tytuł) raz growl a w niektórych momentach dostajemy i czysty wokal. I już wiemy, że to nie żarty. Robi się poważnie. Ten kawałek świetnie ukazuje talent i potencjał zespołu. Świetne gitarowe riffy i solówki, perkusja i bas. Do tego zróżnicowany wokal. Myślę, że w tym jednym kawałku każdy znajdzie dla siebie coś odpowiedniego.

Utwór znajdziesz tutaj: Circus Madness




Podsumowując

Moim zdaniem podstawowy minus tej płyty to czas trwania. Jest strasznie krótka. Kiedy ostatni utwór dobiegł końca, czułem ogromny niedosyt i chciałem więcej. I tak za każdym razem. 

Na plus natomiast na pewno idzie pazur i moc, jaka wyrywa się z głośników. Słychać, że mają spory potencjał w tym co robią i wiedzą, jak ten potencjał spożytkować. 

Czekam z utęsknieniem, kiedy pojawi się kolejna płyta spod szyldu bogiń Moyry. Będę jej wypatrywać w eterze, a kiedy już się pojawi, na pewno wyciągnę po nią swoją rękę. 

W wielu recenzjach, na końcu zwykle jest końcowa ocena w 10cio stopniowej skali. Ja jednak sobie takie ocenianie odpuszczę. Niech każdy, kogo ten opis zainteresował sam sięgnie po ReGenesis i oceni. Dla mnie jest to coś świeżego i wartego poznania. A jeśli nie ReGenesis to może ich debiutancki krążek z 2018 roku – Threads of Fate? Ocenę tej pozycji zostawię sobie na następny raz.

Myślę, że to byłoby wszystko, co miałbym do powiedzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zobacz także...

Recenzja: Virya – From the Ashes [EP 2024]

Virya – From the Ashes (14.11.2024) From the Ashes to debiutancka , czteroutworowa EP’ka wrocławskiej grupy Virya . EP’ka ujrzała światło dz...

A to widziałeś..?