sobota, 2 września 2023

Recenzja: Comepass - Stimulus

Comepass – Stimulus
(19.07.2023)

Comepass, to powstały w 2018 roku, w Poznaniu, zespół grający mieszkankę Progresywnego Rocka, Grunge’u z domieszką Alternatywnego Metalu. Zagrali na wielu większych i mniejszych festiwalach, między innymi w 2022 zagrali na scenie parkowej na Mystic Festivalu, gdzie nawiasem mówiąc pierwszy raz zamieniliśmy dwa słowa.


29 października 2022 roku, chłopaki zaszczycili mnie i, wspólnie z katowickim Snake Eyes zagrali na pierwszym organizowanym przez Muzyczną Otchłań koncercie, który miał miejsce w mysłowickim Schronie Muzycznym MASH. Po którym Moris i Hubert udzielili mi krótkiego, acz treściwego wywiadu, do obejrzenia - o tutaj.

Dzisiaj mam wreszcie tę przyjemność zaprezentować Wam płytowy debiut Comepass. Album o nazwie Stimulus, ujrzał światło dzienne 19 lipca 2023 roku, na który prywatnie czekałem z niecierpliwością.

Zapraszam


Nim przejdziemy dalej, poznajmy nieco muzyków Comepass: 

Jakub Wesołowski – wokal i bas
Maurycy Sujak – gitara 
Hubert Łapa – gitara 
Mateusz Żeleśkiewicz – perkusja 


Słowem o okładce: 

Okładka jest skąpana w odcieniach czerni i szarości. Pozornie na blado szarym tle na drugim planie jest pełno białych maz, która tworzy w pewnym sensie pajęczą sieć. Na pierwszym planie jest coś na kształt postaci. Jednak nie jest ona wyraźna, a jedynie wyłania się z bazgrołów. 
Mam pewne wrażenie, że być może jest to metafora, która oznaczać może formowanie się czegoś, co z czasem się wyklaruje. Co to może być? Czas pokaże… 


1. Heatwave

Album otwiera utwór od razu wokalem i szybką perkusją oraz ostrymi riffami. Zwiastuje to, że album do nudnych nie będzie należeć. Mamy tu raz szybko, raz nieco wolniej. Coś się dzieje. 
W pewnym momencie następuje lekki zwolnienie, które powoli, delikatnie samo się napędza. 
Dalej, gdzieś pod koniec utworu, mamy ciekawie brzmiące, coś na wzór solo na perkusji. Tym zagraniem utwór dobiega końca. 
Co do tekstu to mam wrażenie, że mimo tytułu (Heatwave – fala upału) nie do końca chodzi tu o coś ciepłego i przyjemnego. Wręcz przeciwnie. Moim zdaniem tekst jest poświęcony związkowi, który od początku skazany był na klęskę. Z powodu, jak sądzę, odmiennych charakterów i po prostu osobowości. Albo po prostu ta druga strona okazała się być zbyt toksyczną osobą, z którą bohater nie wytrzymał. 
Bohater jest już zmęczony ciągłymi staraniami naprawienia tego, co ciągle się sypie. Raz za razem kolejne linie są przekraczane, znowu humor do dupy, zaś pojawił się ból. Ciągle pojawia się coś co wyniszcza bohatera od środka. Tym czymś jest tytułowa fala, która, jak słyszymy przelewa czarę goryczy. Bohater postanawia wyrzucić z siebie od dawna skrywany ból i wykrzyczeć całe zło, które go spotkało. 
Trzymajmy kciuki za bohatera, niech w końcu dozna choć trochę szczęścia. 



2. Grievance

Utwór zaczyna się od przyjemnych bębenków, które są przyjemnie wymieszane między głośnikami. Do nich, po chwili, cicho dołącza się gitara i przez moment towarzyszy im w całkiem ciekawo brzmiącym akompaniamencie. Po chwili, za sprawą ostrego talerza następuje zmiana nabicia o robi się nieco ostrzej – choć nadal jest przyjemnie. I w końcu nadchodzi moment wokalu. 
Wokal Kuby jest dobry, z lekką (jakby) chrypką. Przebija się nieco nad warstwę muzyczną, ale nie rujnuje jej. Dodaje to takiego swoistego smaczku. Pozornie można odnieść wrażenie, że w tym konkretnym utworze wokal i muzyka mijają się i nie do końca pasują do siebie. Jest to jednak złudne wrażenie, bo oba te aspekty uzupełniają się. Melodia jest lekka i przyjemna, wokal zaś szorstki i lekko gardłowy. 
Bardzo szybko robi jednak dużo ostrzej i szybciej. Nie ma już tej sielanki, tylko jest dobre, mocne granie, do którego wokal już zdecydowanie lepiej pasuje. Apogeum już za nami, powoli zbliża się koniec utworu, który wprost proporcjonalnie zwalnia tempa. 
A jak to wygląda od strony tekstowej? 
Odnoszę wrażenie, że tytułowa skarga jest skierowana do stwórcy wszechrzeczy, który gdzieś się zagubił. Z tekstu wynika, że bohater ma żal do stwórcy, że nie obchodzą go ludzie, których stworzył. Wolna wola i świadomość jest jednocześnie darem i przekleństwem, które nie dają bohaterowi wytchnienia. Uważa on [bohater], że z powodu tego zapomnienia o ludziach cierpią najmłodsi, którzy tracą przez to swój najcenniejszy skarb – swoją niewinność, i to powinno się zmienić. 
Dalej w tekście mamy wyraźnie wskazane, że ten cały stwórca (jakby go nie nazwać) pozwala im (nam?) cierpieć. Tylko w imię czego? I tutaj nie mam puenty. W imię czego zarówno ci najmłodsi, jak i pozostali mają cierpieć? Wyższego dobra? A skąd pewność, że to dobro nadejdzie? Podobno to się nazywa wiara. Czasem jednak lepiej mieć pewność niż żyć nieuchwytną i nie pewną wiarą… 

Utwór możesz posłuchać tutaj: Grievance



3. Reason

Kolejny fantastyczny tekst i jakże bliski prawdzie. Tytuł powinien być bardziej pytaniem niż stwierdzeniem. Jaki jest powód takiego a nie innego zachowania ludzi? To, jak człowiek się zachowuje nie jest zwierzęce. Nazwanie tego zachowania zwierzęcym jest hańbą dla zwierząt. Mordowanie, okrucieństwo, ból czy tortury, tego z duża dozą pewności nie znajdziemy w świecie zwierząt. O ile mi wiadomo, tylko człowiek jest zdolny do zabicia dla przyjemności, czy w imię jakichś wymyślonych zasad. Zwierze, jeśli już ma zabić, zrobi to z głodu bądź obrony. Z resztą w przyrodzie zawsze jest zachowana równowaga i występuje tam porządek. Zaś w świecie człowieka, jak słyszymy w tekście tego porządku nie ma. To tak w dużym skrócie, co według mnie mówi tekst tego utworu… 
Utwór zaczyna się lekką gitarą, ale zaraz robi się dużo ostrzej i agresywniej. Czuć w muzyce i wokalu ogromną wściekłość, żal i w pewnym sensie bezsilność. Nie brakuje tu czystych partii wokalnych, ale jest i sporo partii zbliżonych do growlu. 

Utwór możesz posłuchać tutaj: Reason



4. Rupture

Znalazło się i miejsce na utwór w stylu balladowym. Choć nie jest to typowa ballada, to na pewno ma w sobie sporo elementów z ballady. Brzmienie jest dosyć czyste, bez jakichś zbędnych efektów czy dodatków. Wokalnie z każdym utworem jest coraz lepiej. 
Utwór zaczyna się bardzo powoli. Można się w tym miejscu pobujać, odpalić zapalniczkę i nią pomachać (tylko się nie poparz). Długo jednak się tak nie pobujamy, bo w pewnym momencie ballada przyspiesza do ostrzejszych riffów. Wtedy zapraszam w pogo :) 
Tekst, mam wrażenie, że jest o kruchości życia. Jest to ubrane w skórę bohatera, któremu przytrafiło się zagubić w tłumie. Złapało go zwątpienie, czy to życie ma sens? Dokąd zmierza? Takie typowe pytania natury egzystencjalnej. Czy człowiek powinien się spieszyć i gnać za tym wszystkim, czy wręcz przeciwnie. Dać sobie czas i zobaczyć, jak sprawy się potoczą? 
Przez to, że bohatera dopadł kryzys egzystencjalny każdy dzień po prostu mu przemija. Traci chwilę za chwilą nie wiedząc, która może być tą ostatnią. I to go dobija jeszcze bardziej. 
Why does life happen and why does it have to go(…)” (dlaczego życie się zdarza i dlaczego musi odejść) ten wers może dopaść każdą osobę, która straciła kogoś bliskiego. Dopiero wtedy zrozumiemy głębię tego pytania. I tego, jak bardzo życie jest dziwne i kruche. 
Dziś jesteś, jutro już może cie nie być. Dlatego, moim zdaniem, nie ma co odkładać rzeczy na później. Na jutro, które może nigdy nie nadejść. 
Ciekawy tekst w przyjemnej oprawie muzycznej. Plus teledysk, który spaja to wszystko w jedną całość. 

Utwór możesz posłuchać tutaj: Rupture


5. Solution

Ten utwór wita nas przyjemnie brzmiącym efektem gitarowym. Delikatnym i lekkim. Taki sam jest też na początku wokal. Choć jest tu charakterystyczna chrypka to chłopaki starali się utrzymać to w odpowiedniej lekkości. Po chwili robi się nieco ostrzej, mimo że nadal jest zachowany balans. 
Podoba mi się spory wydźwięk perkusji w tym utworze. Jest kilka momentów, w których to ona bierze górę i reszta instrumentów tylko akompaniuje perkusji. Nawet, kiedy przychodzi czas na solo gitarowe, perkusja ma tu swoje wyraźnie zaznaczone miejsce. 
Odnoszę też wrażenie, że wokal brzmi tutaj z odrobiną rozpaczy, żalu i czegoś na wzór bezsilności. 
Natomiast, co do tekstu… 
Mam wrażenie, że bohater tego utworu cierpi na samotność i nudę z tym związaną. Brak mu jakiegoś zajęcia czy wyższego celu, przez co po głowie zaczyna chodzi mu myśl o definitywnym zakończeniu tej męki. Swojej męki. 
Rozważa opcje popełnienia samobójstwa, które odbiera jako swoje zbawienie lub zemstę. Tego nie jest do końca pewien. Wie jednak, że nie obchodzi go koszt, jaki jest z tym związany, ponieważ on już od dawna był zagubiony. Dalej w tekście słyszymy, jak wyobraża sobie, że siedzi w trumnie i czuje, jak zjadają go robaki. 
Zastanawiają mnie dwa pytania, które są postawione na końcu utworu: "What would I do without you?" (Co bym bez ciebie zrobił?) oraz "Who could I be without you?" (Kim mógłbym być bez ciebie?). 
Do kogo skierowane są te pytania? Do osoby, która próbuje uratować bohatera przed dopełnieniem swojego planu? Czy to przez tę osobę, do której się zwraca, teraz posuwa się w kierunku trumny? Może uda się otrzymać odpowiedź na tę zagwozdkę… a tymczasem chodźmy do kolejnego utworu… 



6. Stimulus

Zaczyna się spokojnie, delikatnie. Od lekkiej gitary, fajnego wokalu i cichego sampla w tle. Po chwili odzywa się perkusja i napędza całe towarzystwo, które szybko się rozpędza i atakuje nas całkiem niezłymi riffami. Po chwili dostajemy kapitalną pierwszą solówkę, która moim zdaniem, przepełniona jest nostalgią i może trochę smutkiem. W każdym razie czuć wylewające się z niej silne emocje. 
Gdzieś pod koniec dostajemy drugą solówkę. Zdecydowanie szybszą i ostrzejszą, z której można wyczuć nutkę nadziei. Czy i jak bardzo ma to swoje odzwierciedlenie w tekście? Przekonajmy się… 
Tekst jest, jak przypuszczam o bodźcu, który czuwa nad bohaterem. Tekst mówi, że człowiek jest po prostu marionetką, która ma po prostu robić to, na co lalkarz akurat ma ochotę. Te wszystkie nauki, które są nam wpajane od najmłodszych lat, są tylko po to, żebyśmy nie myśleli za dużo i po prostu robili swoje. Podoba mi się fragment, który idealnie to podsumowuje: „destined to fade since being lit(…)” (przeznaczony do blaknięcia od momentu zapalenia) – co można rozumieć jako to, że od narodzin jesteśmy na coś skazani, co doprowadzi nas do kresu wędrówki. Nie myśl – rób co masz robić. 
I właśnie to się nie spodobało bohaterowi utworu, który jakiś cudem obudził się z tego transu, czy letargu, i postanowił, że najdzie sposób, by się uwolnić; wyzwolić z tych wszystkich ograniczeń, zakazów i nakazów. By mógł uwolnić swój potencjał i swój ogień. 
Można więc uznać, że solówki są muzycznym odzwierciedleniem. Mówią to samo, choć językiem nut. 
Swoją drogą jest to jeden z pierwszych utworów, jakie poznałem. 

Utwór możesz posłuchać tutaj: Stimulus


7. Sun Shines Still

Mamy tu bardzo podobny początek, co w Stimulus – lekką gitarę akustyczną i wokal, a w tle cichutki sampel. Można powiedzieć, że jest to swego rodzaju ballada. Utwór ma swój klimat, choć na moment pisania nie do końca wpasowuje się w mój stan duchowy. Oczywiście nie mówię tu, że jest zły. Gdzieś w okolicach drugiej minuty pojawia się perkusja – a w zasadzie werbel – który zwiastuje zmianę nastroju i aranżację. Robi się nieco szybciej, a na pewno ostrzej. Po apogeum następuje wyciszenie i wracamy do gitar i werbla, które powoli się wyciszają… Tu jest niezły klimat – przyznaję. A co z tekstem? 
Kropla staje się strumieniem. Strumień staje się rzeką. A rzeka staje się morzem. Od takiej pozornie nic nie znaczącej kropli powstaje bezkresny ocean. Gdzie w tym wszystkim jest człowiek? Według tekstu, człowiek stara się wyróżnić na tle ludzkiej obojętności i obrzydliwości. Oczywiście nikt nie widzi tego, czym pragniesz się wyróżnić – każdy jest zbyt zadufany w sobie i za bardzo zapatrzony w siebie, by dostrzec piękno drugiego człowieka. To jest, jak sądzę, tymi chmurami, które zakrywają światło, „but the sun shines still(…)” (ale słońce nadal świeci). Czy można więc uznać to za szansę? Że pewnego dnia człowiek doceni drugiego człowieka? Czy po prostu, nie ważne co będziesz robić, jaki będziesz, to słońce nadal będzie świecić. A kropla nadal płynąć… Coś czuję, że jest tu jakaś większa głębia… 

Utwór możesz posłuchać tutaj: Sun Shines Still



8. Parasite 

Początek zaczyna się dosyć depresyjnie. Bardzo wolno. Gitara delikatnie wyłania się z mroku, do której po chwili dołącza wokal. Po chwili dołącza bas i perkusja. Nadal mamy powolne tempo. Skłaniałbym się, żeby powiedzieć, że brzmi to na swój sposób jak Doom. Oczywiście nie jest to stricte Doom, ale jest kilka elementów, które są kierują mnie w tę stronę. Można powiedzieć, że ten utwór brzmi jak ballada w doom’owym osadzeniu. Jest ciekawie i to mi się podoba w tym utworze. Nie ma tu tego charakterystycznego, nagłego zrywu, tylko całość jest w jednostajnym, monotonnym rytmie. 
Co do tekstu Pasożyta… 
Ten tytułowy pasożyt, dostał się do głowy i umysłu bohatera i po tym, jak nim zawładną zaczął siać kłamstwo i obłudę. Przez to bohater stał się osamotniony i odrzucony przez najbliższych. Bohater nie radzi sobie dłużej z sytuacją, w której się znalazł przez tego pasożyta i pragnie go wyeliminować ze swojego ciała. Tyle tylko, że jedynym sposobem na pozbycie się tego pasożyta jest pozbycie się też i nosiciela. 
Czyli chcąc się go pozbyć bohater musi się sam unicestwić. Na nieszczęście bohater jest świadomy, że tę walkę już przegrał, a decyzję, którą podjął jest nieunikniona i jedyna możliwa. Szkoda… 
Swoją drogą, ciekawe czego metaforą może być tytułowy pasożyt? Bo raczej na pewno, i z całą pewnością, nie chodzi tu o tego zwierzęcego pasożyta… 



9. Scum

Ostry początek. Jest można się obudzić z tych delikatnych klimatów, które do tej pory serwował nam Comepass. Jest szybko i progresywnie. Aż łeb nie może ustać w miejscu ^_^ Wokal ma tu świetne brzmienie. Raz screamo, raz czysty, a za chwilę krzyk z chrypką. Moim zdaniem wokal jest tu wykreowany na taki, w pewnym sensie szalony. Jakby to nie Kuba, tylko jakiś psychopata dorwał mikrofon i zaczął się wydzierać, patrząc w lustro. Dlaczego w lustro? O tym jest w tekście. 
Jak już jesteśmy przy tekście… Jak już wspomniałem o psychopacie i lustrze. 
Mam wrażenie, że bohater utworu ma w sobie coś ze schizofrenika, albo trochę rozdwojenie jaźni. Uważa bowiem, że jest w jego głowie ktoś (lub coś), co próbuje go poniżyć, obrazić, wręcz zniszczyć psychicznie. Co by się nie działo i co by nasz bohater nie zrobił, ten ktoś w jego głowie i tak całą winę zrzuci na niego. „With each mistake that i make, you point at me and throw at me all of my shame(…)” (Z każdym błędem, który popełniam, wskazujesz na mnie i rzucasz na mnie cały mój wstyd). Nawet w momencie, kiedy bohater postanawia się poprawić. Naprawić i odmienić swoje życie, ten ktoś w jego głowie tym bardziej próbuje go zniechęcić, zawstydzić i zniszczyć psychicznie. 
Końcówka utworu to apogeum, w którym bohater ma już dość i wręcz wydziera się, by pozbyć się tego czegoś z głowy. A jeśli prośba/groźna nie pomoże to… pociągnie za spust(?). Czyżby ten głos doprowadził bohatera na skraj równowagi, że aż chce go tak drastycznie uciszyć? Oby nie… 
Myślę, że nie zbłądzę, jeśli uznam, że ten tekst w pewnym sensie mówi o problemach psychicznych(?). Choć mogę się mylić i nadinterpretowywać… 

Utwór możesz posłuchać tutaj: Scum 



10. Alders

Kolejny delikatnie zaczynający się utwór. Jednak refren jest dużo ostrzejszy. Nie może być zbyt dużo wolnych momentów, bo słuchacz albo za bardzo by odpłynął albo po prostu by usnął. Dobrze, że są te zmiany tempa, pozwala to wrócić świadomością do utworu. 
Znalazło się nawet miejsce na krótkie solo na basie. Świetny dźwięk. Już lubię ten fragment. A miejsce, w którym Kuba przeciąga a w tle słychać głównie bas jest genialny. 

Mam wrażenie, że tekst mówi wprost o tym, że bohater zagubił się w lesie. Zagubił się do tego stopnia, że dla niego nie ma już wyjścia ani ratunku. Po prostu musi się pogodzić z faktem, że jego miejsce należy tu. Jest to oczywiście metafora, jak sądzę czegoś głębszego. 
Las może być symbolem tego, że gdzie nie spojrzysz to masz wrażenie, że jest to samo. Mgła może tu być symbolem przysłaniania ci prawdy o twoim położeniu. Może to być zwykłe złudzenie. 
Jednak nie należy się wtedy poddawać, jak zrobił to bohater. Z każdego problemu jest jakieś wyjście. Czasem trzeba po prostu trochę dłużej poszukać… 

Utwór możesz posłuchać tutaj: Alders



11. The parting Gift

Ostatni utwór na płycie.
I znowu mamy delikatny wstęp. Iście balladowy. Sporo tu balladowego klimatu. W tym utworze pojawia się dodatkowy instrument, jakim jest pianino. Nadaje on jeszcze większej głębi i wyniosłości utworowi. 
Zwykle nie przepadam za tego typu utworami, bo nastrój musi być odpowiedni, żeby się zagłębić w tym klimacie. Oczywiście nie mówię, że utwór jest zły, tylko na moment pisania recenzji nie mam nastroju do tego rodzaju ballad. Mimo to przyznaje, że ma w sobie to coś… 
Mam wrażenie, że tekst opowiada chwilę po rozstaniu. Wokal jest przepełniony rozpaczą i smutkiem, więc można się domyślić, że rana i ból są wciąż świeże. Bohater siedzi w czterech ścianach i wspomina, czy aby na pewno zrobił wszystko, by do tego nie dopuścić? Szuka powodu, który już dawno przeminął i zniknął. 
Mam nadzieję, że na następnej płycie bohater otrząśnie się po rozstaniu i znów będzie mógł żyć pełnią życia.. 
Patrząc teraz na ogół utworu, tekst i melodię, mogę przypuszczać, że ten utwór nie będzie moim faworytem na tej płycie. Choć mam też nadzieję, że znajdzie swoich entuzjastów. 
Szkoda, że w takim klimacie musimy się rozstawać z płytą. Mam teraz takie odczucie, że wraz z wybiciem ostatniego taktu cząstka mnie gdzieś zatęskniła i nadal będzie tęsknić. Będzie trzeba wrzucić na głośnik coś żywszego od Comepass’u, żeby zniwelować to uczucie smutku… a tymczasem przejdźmy do podsumowania. 


Podsumowanie: 

Całokształt płyty jest niezły. Czuć, że coś się dzieję, panowie bawią się aranżacją muzyczną i wokalną. Przyjemnie się tego słucha, jednak… 
Moim zdaniem za dużo tu klimatu balladowego a za mało ostrego progresywnego nawalania. Żeby posłuchać płytę w całości musiałbym mieć do niej odpowiedni nastrój, ponieważ neutralny humor z czasem robił się nostalgiczny. Jeżeli o to chodziło chłopakom to gratuluje – ze mną się udało ;) 
Jednak, kiedy pojawiają się ostrzejsze fragmenty – nie mam żadnych zastrzeżeń. Jest moc i jest pierdzielnięcie. 
Nie twierdzę też, że płyta jest w jakimś stopniu zła w moim odczuciu. Jest dobra i przyjemna. 

Z drugiej strony muszę przyznać, że gdybym nie znam zespołu osobiście i nie wiedział, że są z Polski, to uznałbym, że to jakaś zagraniczna kapela i czekał na ich koncert. Wysoko rzucili sobie poprzeczkę debiutanckim albumem. Moim zdaniem jest to album z niemałym potencjałem na coś więcej. Tylko niech ich ktoś dostrzeże i rozpali ten potencjał… 

Mam nadzieję, że nie byłem zbyt ordynarny :) piszę co mi ucha szepce, jak przy każdej recenzji. 

Mimo wszystko, zachęcam do posłuchania Stimulus i wyrobienia sobie własnego zdanie na temat debiutu poznańskiego Comepass. Oczywiście czekam na więcej nagrań i koncertów, gdzie będziemy mieli okazję się spotkać – w końcu płyta czeka na podpisy. 

A tymczasem, dziękuję za uwagę i 
do następnego
Ave.! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zobacz także...

Recenzja: Virya – From the Ashes [EP 2024]

Virya – From the Ashes (14.11.2024) From the Ashes to debiutancka , czteroutworowa EP’ka wrocławskiej grupy Virya . EP’ka ujrzała światło dz...

A to widziałeś..?