Ekoa & Killsorrow & Inclusion
(07.10.2023)(Kraków, Klub Alchemia)
Tego dnia drugi raz w swojej karierze odwiedziłem krakowski Klub Alchemię i drug raz trafiła mi się premiera nowości. A i skład kapel można powiedzieć, że bardzo podobny – a przynajmniej dwie z trzech kapel.
Tego wieczoru uszy pieściły nam Ekoa – których pierwszy raz miałem okazję posłuchać, Killsorrow – chłopaki zaserwowali nam kilka postapokaliptycznych premierowych utworów i zapowiedzieli nadchodzącą lada dzień premierę nowej (trzeciej) płyty. Natomiast gwiazdą wieczoru był Filip ze swoją wesołą gromadką – Inclusion, którzy to również zaserwowali nam kilka nowości. Ale wszystko po kolei…
Zapraszam
Na miejsce udało się dotrzeć jakąś godzinkę przed czasem. W tak zwanym międzyczasie spotkaliśmy się z chłopakami z Killsorrow i zamieniliśmy kilka słów. Między innymi dowiedziałem się, że szykuje się „chwilowe” opóźnienie, bo jakieś tam coś się wydarzyło i zamiast wpuszczać nas o 18:30 to wpuszczać zaczną dopiero koło 19:00. To sobie poczekamy.
W końcu udało się. Próba dźwięku prawie zakończona, czas ruszać. Zeszliśmy po schodach, dostaliśmy po pieczątce, po czym zagościliśmy pod sceną, na której ostatnie dźwiękowe szlify poprawiał pierwszy występujący – Ekoa.
Przyznam się szczerze, że miałem okazję posłuchać chłopaków pierwszy raz i przyznam bez bicia wywali na mnie dość neutralne odczucia. Ich muzyka nie jest zła, ale (dla mnie przynajmniej) nie jest też genialna. Być może po głębszym poznaniu muzyki, którą robią wypowiem się nieco więcej na ich temat. Ale bez płyty nie wyszedłem ^_^
Zaskoczyło mnie najbardziej to, że wokalista i basista zarazem między utworami mówił po angielsku. Mimo, że, jak to ujął, pochodzą z Krakowa. Zrobiło mi to lekkie zamieszanie w głowie. Dopiero po powrocie do domu i przejrzeniu płyty zatytułowanej „Chrysalis” wszystko się wyjaśniło. Otóż obaj gitarzyści są polakami, natomiast bas i perkusja pochodzą spoza Polski. To stąd ten angielski.
Zagrali całkiem przyjemny i mega energiczny set, choć krótki – bo raptem siedem utworów. A mimo to dali niezłe podwaliny następnym występującym.
Setlista Ekoa:
1. Shadows
2. Delegation of Thoughts
3. Vicarious
4. Stochastic Existence
5. Dissonance
6. The Beaten Path
7. Rooted into Grudges
Kiedy ostatni utwór dobiegł końca i Ekoa podziękowała za obecność, nie mogłem odmówić sobie przyjemności i podprowadzić im jedną setlistę. Oczywiście nie bez podpisów. Po chwili niecierpliwego oczekiwania w moje łapki wpadła setlista podpisana.
W tak zwanym międzyczasie ekipa Killsorrow rozgościła się już na scenie. Strasznie mi przykro, że tym razem nie było czerwonookiego statywu na mikrofon Piotrka, ale jak się potem dowiedziałem, za duże problemy techniczne stwarzał i to dlatego – no trudno, trzeba było się obejść smakiem. Mam nadzieję, że w Garage Pubie czerwone ślipie już będzie?
Killsorrow zaczęło od znanych mi dość przystępnie utworów, po czym zaserwowali nam przedpremierowo kilka numerów z ich najnowszej płyty, na którą już ostrze sobie pazurki. Tak długo czekałem na ten krążek, że aż miałem ciarki, słysząc pierwsze uderzenia nowych brzmień gitar i perkusji.
Tego wieczoru powitaliśmy również nowego gitarzystę w ekipie, który całkiem sprawnie sobie poradził. A i jego strój też niczego sobie. Maskę miał świetną.
Setlista Killsorrow:
1. Light
2. Animal
3. What lies beneath the waste
4. Play with me
5. Prototype
6. Parasite symphony
7. Home sweet home
8. When the night is calling
Najbardziej żałuję, że nie tyle co zagrali krótko (dla mnie zbyt krótko), to nie było moich najulubieńszych numerów (tak, to słowo musiało się tu pojawić!). Mam nadzieję, że na listopadowym koncercie poza premierą płyty pojawią się chociażby Worriors of the Storm, Sleepwalkers, Hope in You albo Killsorrow… lub chociaż jeden z wymienionych. Niech się nowy gitarzysta szybciutko nauczy je grać. Tak ładnie proszę :)
Mimo wszystko występ Killsorrow, choć krótki, bogaty był w nowości, które złapały moje ucho za serducho. Coś czuję, że Home sweet home i Prototype w wersji studyjnej mnie porwą jeszcze bardziej (zobaczymy jak reszta).
Niestety, wszystko co dobre szybko się kończy, tak i występ Killsorrow dobiegł końca. Kiedy chłopaki powoli przymierzali się do składania sprzętu, Piotrek rzucił hasło, że chcą sobie zrobić fotkę z publiką, na co Michał machnął wymownie ręką w moim kierunku. Początkowo uznałem, że macha do kogoś obok mnie. Jakie ogromne było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że to mnie Michał zawołał, żebym strzelił im fotkę z publiką. Od razu, niemal w mgnieniu oka, zmaterializowałem się za perkusją i strzeliłem, jak najlepiej tylko umiałem fotkę.
Rzeczą naturalną było przytulenie setlisty, wzbogaconej o podpisy i odbitą twarz Piotrka.
Kiedy ostatni występujący – Inclusion – rozkładali swoje sprzęty ruszyłem w stronę merchu Killsorrow, gdzie udało mi się uzupełnić brakujące krążki. Poprzednie płyty gwizdnęła mi Młoda, choć ona będzie twierdzić, że sam jej dałem…
Przy okazji zamieniliśmy z Piotrkiem kilka słów o nowej płycie, którą zatytułowali „Wasteland Chronicles”, a premiera płyty będzie już 3 listopada, we wspomnianym kilka zdań wcześniej Garage Pubie, w Krakowie. Nie pojawić się tam to grzech śmiertelny!
Scena gotowa, rzutnik też; czas wracać pod scenę, póki jest jeszcze miejsce. Tego wieczoru Inclusion powitało nas premierowym odpaleniem z rzutnika swojego najnowszego utworu oraz klipu do utworu Epicentrum (wspomnę o tym utworze w osobnym wpisie).
Intrygującym uczuciem było być na koncercie i oglądać zespół z ekranu. Poza Epicentrum chłopaki zrobili niemały misz-masz w setliście; zagrali kilka numerów ze starszych płyt, kilka z The First Sound of Mars a także chyba cztery nowości (jeśli dobrze pamiętam). Filip dorobił się ciekawego malunku na twarzy, a chłopaki nieźle brykali po scenie.
Setlista Inclusion:
1. Disarray Me
2. Skybound
3. Signal
4. Neoceany
5. Pieces of My Mind
6. Gone Insane
7. Demon
8. The Art of Breathing
9. Tysiące
10. Epicentrum
11. Hipotermia
12. Against It All
13. Damned One
14. All of Our Time
15. Left to Rise
16. Solitude
17. Nieśmiertelny
Inclusion dało niezły pokaz kondycji 17 zagranych utworów, z czego kilka nowości. Poszaleli na scenie. Poza nią zresztą też, kiedy tłum porwał Filipa i poniósł go na fali. Dobrze, że potem oddali go z powrotem.
Niestety, koniec końców musiał nadejść ten moment, kiedy Filip podziękował za obecność, a chłopaki zeszli ze sceny. Czas wracać do meblarskiej rzeczywistości. Jednak nim to nastąpi, trzeba gwizdnąć jeszcze jedną setlistę do kolekcji.
Podsumowując, był to koncert niezliczonej ilości nowości i premierowych numerów. Moja dusza naładowała się do syta muzycznym paliwem a i portfel nieco ucierpiał – na korzyść Metalowej Półki rzecz jasna.
Teraz tylko odliczać dni do kolejnego koncertu i kolejnych premierowych utworów. Przy okazji – wyczekujcie w eterze kolejnego wpisu z cyklu Słów kilka o, kiedy to z lupą przy oku przyjrzę się nowemu singlowi Inclusion – Epicentrum.
A tymczasem dziękuję za uwagę
do następnego
Ave.!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz