środa, 13 sierpnia 2025

Recenzja: BlackLight - Future Belongs To... (2025)

BlackLight – Future Belongs To… 
(2025)

Future Belongs To… to trzeci studyjny album grupy BlackLight. Album, w formie cyfrowej, ujrzał światło dzienne 21 marca 2025 roku, nakładem WormHoleDeath. Płyta zawiera 11 autorskich kompozycji w klimacie progresywnego metalu z domieszką ambientu i przenikliwego wokalu. 


Zanurzmy się w świat BlackLight i zobaczmy, jak brzmi najnowsze wydanie grupy? 

Zapraszam 

BlackLight tworzą: 
Maciej Majewski – wokal, gitara, klawisze
Robert Kurzyński – gitara solowa
Tomasz Szydło – gitara basowa
Stanisław Skowroński – perkusja

Gościnny udział:
Magdalena Majewska – drugi wokal (Beetwen dreams and reality, Feel the same)
Wiesław Suruło – flet (So far away)


Słowem o okładce: 

Kolorystyka okładki jest skąpana w ciepłych odcieniach żółtego. W górze mamy logo zespołu, na dole tytuł albumu. W centralnym punkcie widnieje grafika, której autorem jest Daniel Guerra – brazylijski ilustrator i grafik. Okładka przedstawia coś, co przypomina ćmę. Miejscami można dostrzec kilka czaszek.


1. Endless end

Album otwiera utwór zatytułowany Endless end. Wstęp do utworu jest delikatny; subtelny, jak tylko można. Momentami odnoszę wrażenie, że mam do czynienia z intrem. Po chwili jednak, gdzieś z oddali, do głosu dochodzi gitara, która tuż przed rozpoczęciem wyprzedzana jest przez perkusję i w tym momencie zaczyna się progresywny przemarsz instrumentów po duszy słuchacza. 

Po chwilowym bridge’u, ze swoim spokojnym głosem, dochodzi Maciek. Choć tekstu nie ma dużo i słyszymy go na przemian z gitarami, to jednak można śmiało powiedzieć, że od pierwszych chwil robi się iście klimatycznie. Co ciekawe wokal Maćka nie jest wyróżniony na przodzie, tylko został wkomponowany w pozostałe instrumenty. Przez co można odnieść wrażenie, że jest to błąd przy masteringu. Ja jednak uważam, że jest to ciekawy zabieg, który w pewnym sensie wymusza na słuchaczu skupienie większej uwagi na utworze, jeśli chce dostrzec wokal i tekst. 

A skoro przy tekście już jesteśmy… 
Odnoszę wrażenie, że tekst w swojej ciężkości i klimatyczności jest dość przygnębiający. Bohater opowiada o swoje śmierci, kiedy to żałuje czegoś, na co jest już za późno. Po chwili z taką nonszalancją stwierdza, że nie przeszkadza mu to, że już go nie ma (wśród żywych?). Jakby z jednej strony żałował czegoś, czego nie zdążył zrobić, a z drugiej było mu wszystko jedno… skoro otacza go niekończący się smutek między smami… ciekawie otwiera nam się omawiany dzisiaj album… 

Utwór możesz posłuchać tutaj: Endless End



2. Rising sun

Drugi utwór zaczyna się zdecydowanie inaczej. Od gitary i wokalu, do których po chwili dołącza bas oraz perkusja. Początek sprawia wrażenie dużej ciężkość – jak na BlackLight, a jednocześnie zachowany jest ambientowy klimat. Sporą robotę robi tutaj gitara basowa, która nadaje sporej wagi do klimatu. Z chwilą wejścia solówki robi się nieco lżej i jaśniej, jednak po chwili wracamy do początkowego klimatu. Pod koniec utworu dostrzec można wychodzące z cienia sample, potęgujące i tworzące klimat o lekko złowrogim zabarwieniu. 

A co mamy w tekście? 
W tej klimatycznej otoczce mamy dość brutalny i równie ciężki tekst, co sam klimat. Z tekstu można wywnioskować, że o wschodzie słońca bohater utworu odbiera sobie życie, przy pomocy brzytwy. Brzytwy, którą to bohater dotyka swojego ciała i patrzy, jak krew kapie na podłogę a skóra lśni w lustrzanym odbiciu. Aż mnie ciarki przeszły… 

Utwór możesz posłuchać tutaj: Rising sun


3. So far away

Utwór otwiera perkusja przy akompaniamencie gitary, która trochę brzmi jak sampel, choć ten wchodzi dopiero po chwili. Zaraz po pierwszych wersach. Podoba mi się tutaj wydźwięk wokalu Maćka. Jest lekko zmodyfikowany, ale z taką wręcz idealnie dobraną szczyptą – ani za dużo, ani za mało. Perkusja wytwarza tu klimat dość ciężki, jednak gitary skutecznie jej to uniemożliwiają. W tym utworze, pod koniec dostrzec flet, który dodaje sporej ulotności i wyniosłości do muzyki. Za dźwięk fletu odpowiada Wiesław Suruło. 

Zajrzyjmy jeszcze w tekst, nim przejdziemy dalej… 
Mamy dopiero trzeci utwór, a już robi się krwawo i trup ściele się gęsto w tekstach BlackLight. Aż jestem ciekaw, co będzie za następnym zakrętem. 
W tekście bowiem można odnieść wrażenie, że bohater stoi przed jakimś swoistym rytuałem, lub czymś na wzór rytuału(?) Mamy świece, mamy pogodzenie się bohatera z tym co przygotował mu los oraz… sztylet, który lada chwila zostanie użyty… Pytanie, jakie rodzi się w mojej głowie to – czy ten sztylet zatopi się w kimś czy bohater zamierza użyć go na sobie? 

Utwór możesz posłuchać tutaj: So far away



4. Between Dreams And Reality

W tym utworze gościnny udział bierze Magdalena Majewska, jako drugi wokal. 

Utwór zaczyna się od złowrogiego sampla, który zwiastuje coś… zapewne mało sympatycznego. Po zaledwie kilku taktach naraz wchodzą wszystkie instrumenty oraz wokal. Utwór jest zdecydowanie żywszy i szybszy od poprzednich, mimo charakterystycznego wokalu Maćka. Mamy tu też ciekawy dodatek w postaci krótkotrwałego growlu, po którym następuje nagłe wyciszenie i pierwsze skrzypce dostają tu sample oraz subtelna gitara. Po tym samplowym solo w kolejnej zwrotce można doszukać się dźwięków Magdy, która urozmaica i swoim subtelnym wokalem wzbogaca tło. Dalej mamy solówkę, po której ponownie słyszymy growl. Po czym następuje wyciszenie i utwór dobiega końca. 

Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że ten tekst – poza tym, że jest dość ciężki i przygnębiający – jednocześnie nasycony jest swego rodzaju smutkiem, po utracie kogoś bliskiego. Ta strata spowodowała, że bohater wewnątrz stał się martwy, a jego serce – zimne jak lód. Ukojenia swojego cierpienia poszukuje gdzieś pomiędzy snami a rzeczywistością (stąd zapewne tytuł), gdzie kradnie sny i tłumi światło, by choć na chwilę zaznać otuchy. 

Utwór możesz posłuchać tutaj: Between Dreams And Reality



5. Ghost

Kolejny utwór otwiera pojedynczy kocioł, sampel oraz gitara. Po chwili do tego zestawu dochodzi wokal i od razu zaczyna się ostra jazda. W porównaniu do poprzednich utworów jest to najbardziej „żwawy” utwór. Jest duża doza energii, przyjemna prędkość i klimat – mimo że dość ciężkawy, to sympatyczny dla ucha. Powiedziałbym, że jest to typowy utwór z klimatu progresywnego. Gdzieś w połowie utworu klimat i prędkość zwalnia na dłuższą chwilę, by w trzeciej części utworu muzyka znów zwiększyła swoją intensywność. 

Utwór możesz posłuchać tutaj: Ghost


6. Feel the same

Delikatna, melancholijna gitarka otwiera kolejny utwór. Po kilku taktach dochodzi w tle jeszcze cichszy sampel, który wzbogaca nam drugi plan. Nagle, jak za sprawą gromu narracja ulega zmianie. Jesteśmy wyrzuceni z początkowej melancholii w sam środek czegoś ostrego, niczym brzytwa. Brzytwa, która mimo wszystko zachowuje niuans początkowej delikatności… na swój wyjątkowy sposób. 
Po 2 mitach wracamy do początkowej delikatności; tu jednak mamy dodatkowo wokal, który jest dość bardzo zmodyfikowany. Powiedziałbym, że jest to swoisty pomost między zwrotkami. Między kolejnymi fragmentami opowieści. Końcówka utworu to ponownie sampel, który spokojnie i bez pośpiechu wyprowadza słuchacza z klimatu utworu. 

Utwór możesz posłuchać tutaj: Feel the same



7. I can’t let go

Ten utwór otwiera bardzo przyjemna i skoczna melodia. Aż głowa sama się buja do rytmu. Trochę szkoda, że wokal Maćka nie jest tutaj „żywszy”, bo taki skoczny utwór mógłby urozmaicić album jako całokształt. Z drugiej jednak strony wokal Maćka jest tak bardzo charakterystyczny, że ciężko byłoby go zmieniać. W każdym razie mam tutaj bardzie mieszane uczucia. Z jednej strony melodia i wokal nie do końca współgrają – i to byłby minus. Z drugiej jednak takie pozornie niepasujące do siebie elementy tworzą wyjątkowy i unikalny klimat – i to jest zdecydowanie na plus. Która opcja jest dla Ciebie lepsza – daj znać w komentarzu na dole. 
Końcówka utworu to powrót do znanego już z poprzednich utworów klimatu melancholii. 

Tekstu jest tutaj znikoma ilość. Jednak jak wiemy nie ilość a jakość ma znaczenie. Przy okazji to, co między wierszami zawarł autor. No właśnie, co w tym tekście autor miał na myśli? Spróbujmy sprawdzić… 

Głównym tematem tekstu jest niezwykle silny ból. Sądzę, że raczej jest to ból duszy niż fizycznego ciała. Bohater ogarnięty jest strachem z powodu jakiejś strasznej sytuacji. Mam wrażenie, że opuściły go siły witalne i chęć dalszej egzystencji, stąd wzmianka o czołganiu się przez wewnętrzny ból. Z jednej strony brak motywacji, z drugiej postawa uparta, że jeszcze nie nadszedł na niego czas. Być może to jest ten dualizm, który wybrzmiewa w muzyce – z jednej strony pragnienie dalszego życia, z drugiej zaś brak motywacji i natchnienia… Stąd tytuł – I can’t let go… 

Utwór możesz posłuchać tutaj: I can’t let go 



8. Future belongs to

Niewątpliwie tematem tego utworu jest (jak sądzę) śmierć. 
Początkowo bohater zatracony w marzeniach, zamyka oczy. Z czasem jednak zatracił się w nich zbyt bardzo. Do tego stopnia, że nie zauważył, kiedy skóra na jego ciele zaczęła się starzeć. Nagle bohater przestał oddychać a serce zakończyło swoją pracę. 

Niewątpliwie tekst jest o śmierci. Jednak nie jest to śmierć, o jakiej większość z nas pomyśli na pierwszy rzut oka. Śmierć w tym utworze jest metaforą tego, że jeśli będziesz żyć zbyt długo przyszłością, planami czy marzeniami, zamiast teraźniejszością to umrzesz i nawet nie spostrzeżesz kiedy to nastąpi. Dopiero ten ostatni moment zmusza bohatera, by powrócił do teraźniejszości. Teraz, kiedy jest już za późno. 

Dość depresyjna metafora znanego powiedzenia, że (parafrazując) nie warto zbyt mocno martwić się przyszłością. Ważne, by żyć tu i teraz. A przyszłość? Ona nadejdzie… ale dopiero jutro… jest zbyt odległa. 

Owszem plany czy marzenia trzeba mieć. Jednak chodzi o to, by nie zatracić się w nich kosztem chwili bieżącej, ponieważ ta cena bywa zbyt wysoka…

Utwór możesz posłuchać tutaj: Future belongs to…


9. Falling demon

Ten utwór opowiada, z moim odczuciu, o nieudanej miłości. Jakby bohater skrzywdził ukochaną i teraz musi płacić za swoje grzechy. Kiedyś jego dni pełne były blasku i radości, dziś opuszcza ciepły płomień, by zatracić się w samotnej wędrówce w mroku. 

Tytułowy upadający demon, który jest aniołem stróżem dla bohatera może symbolizować upadek samego bohatera. Można to zinterpretować jako metaforyczny upadek przez nieudaną miłość. Dla ciebie to anioł stróż, dla mnie to demon (w tym złym kontekście).

Utwór możesz posłuchać tutaj: Falling demon



10. Never Again

Powoli zbliżamy się do końca albumu Future belongs to. Jednak nim płyta doleci do końca, przed nami jeszcze dwa utwory. 

Utwór otwiera melancholijna gitara, do której po chwili dochodzi ciekawie brzmiący sampel oraz perkusja. Melodia jest dość szybka, za to wokal… spokojny i powolny, jakby każde słowo było na wagę złota i musiało wybrzmieć z odpowiednią intencją. 

Tutaj też mamy swoisty dualizm – muzyka dość żywa i energiczna, świetna do potupania mogą, za to tekst… klasycznie – około depresyjny i przygnębiający. Lub po prostu wydźwięk wokalu sprawia takie odczucia. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to kolejny genialnie skonstruowany utwór na płycie. 

Utwór możesz posłuchać tutaj: Never Again



11. For a hope

Czas na ostatni utwór na płycie. 

Tu klimat mamy ten sam, co w poprzednich utworach. Melancholijny, delikatny i spokojny. W połowie utworu energia delikatnie zwiększa swoją intensywność, jednak nie jest ona na tyle duża, by zaburzyć klimat utworu. Z każdym kolejnym taktem, który zbliża nas do końca, intensywność nabiera mocy. Robi się zdecydowanie ostrzej niż na początku. Być może dlatego, że jest to koniec albumu i wypadałoby słuchacza delikatnie wybudzić z transu, w jakim tkwił przez cały czas. 

Moim zdaniem tytułowa Nadzieja, jest metaforycznym pytaniem bohatera, czy jutro przyniesie ulgę w cierpieniu? Czy jutro będzie mniej boleć? Czy jutro uda mi się zapomnieć? Ta nadzieja to sposób na uleczenie się z tęsknoty. To czas, w którym jedno musi umrzeć, by drugie mogło się narodzić… 
Niech to będzie cień pozytywu w dzisiejszej recenzji… 

Utwór możesz posłuchać tutaj: For a hope


Podsumowanie:

Future belongs to, to album, na który czekałem z utęsknieniem. Po pierwszej recenzji twórczości BlackLight, albumu River of Time (recenzja, o tutaj), utonąłem w klimacie stworzonym przez chłopaków. Był to album, który znalazł swoje wyjątkowe i należyte miejsce w mojej duszy. Tym bardziej ciekaw byłem, jaki klimat będzie miał najnowszy krążek. 

Mam dosyć dwojakie zdanie na temat tej pozycji. Z jednej strony klimat jest genialny, ambientowy, trochę mroczny, a do tego bardzo melancholijny i depresyjny. Są to nastroje, które na chwile obecną nie przemawiają do mnie w żadnym stopniu. 

Z drugiej jednak strony ten sam klimat jest tak sprytnie skonstruowany, że wystarczy założyć słuchawki, zamknąć oczy i pozwolić, by Maciek zabrał cię w niespotykany dotąd świat metafory. Próbowałem kilkukrotnie zamknąć oczy przy Future belongs to. Nawet podczas koncertu w Warszawie. I wiecie co? Niemal od razu, momentalnie czułem, że wypływam z rzeczywistości na nieznane wody umysłu. To było wspaniałe uczucie. Zamknąć oczy i pozwolić sobie na chwilę zapomnienia przy muzyce BlackLight. 

W moim odczuciu nie jest to muzyka do zabawy, bardziej do kontemplacji, to zajrzenia w głąb siebie i swojego ducha i, mimo że nie jest to album na co dzień, to jest w nim coś, co warto odwiedzić od czasu do czasu. 

Rec: River of time



Jeśli jeszcze nie mieliście okazji obcować z twórczością BlackLight, to sądzę, że warto nadrobić tę zaległości.

Na dziś to byłoby wszystko, co miałbym do powiedzenia. Widzimy się już wkrótce w kolejnych wpisach. 

Do następnego
Ave.! 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zobacz także...

Recenzja: BlackLight - Future Belongs To... (2025)

BlackLight – Future Belongs To…  (2025) Future Belongs To… to trzeci studyjny album grupy BlackLight . Album, w formie cyfrowej, ujrzał świ...

A to widziałeś..?